Autor |
Wiadomość |
|
Sub _ Zero
Imperator
Dołączył: 30 Lip 2006
Posty: 3044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: w Was tyle zła ? Płeć:
|
Wysłany: Pon 13:44, 18 Sie 2008 Temat postu: Opowiadanie - Fallout |
|
|
Mara_Jade , VerminatorX , Tibo chcieli żebym zamieścił zatem to czynię .
Wszystko starałem się opisywać oczyma 17 latka w świecie postnuklearnym. Zatem pierwsza część .
Cytat: Ucieczka.
Co tu dużo o mnie mówić, mam na imię Linden Rathan ,ale tutaj mówią na mnie „Zero” wzięło się to od numeru mojej celi. Aktualnie mam 17 lat , prawie że 18. Jestem niewolnikiem w tej całej zasranej gildii. Marzę tylko aby stąd zwiać.
Dzisiejszej nocy stało się coś czego się nikt nie spodziewał. Z pozoru zwykła burza a spowodowała awarie zasilania. Zamki elektryczne do wszystkich celi zostały otwarte. Wybiegłem z celi i zacząłem mknąć w stronę wyjścia. Wyważyłem z buta drzwi wyjściowe i poczułem powiew wiatru… Księżyc świecił a chmury burzowe zniknęły bardzo szybko. Po chwili usłyszałem krzyki w celach. „Zero chodź tutaj ! Uwolnij nas !!” Widocznie zasilanie powróciło. Wszystko działo się strasznie szybko, bałem się okropnie ,ale nie mogłem zostawić ich tutaj zostawić. Wyszedłem na zewnątrz i zobaczyłem dwóch łowców niewolników biegnących w moją stronę. Zacząłem uciekać. Schowałem się za jakąś starą szopą i patrzyłem na ich dalsze ruchy. Rozglądali się na wszystkie strony, po chwili wzrok jednego z nich zatrzymał się na mnie. Wiedziałem ze już po mnie ,lecz ludzie w celach zaczęli krzyczeć . Wrócili do celi by uciszyć niewolników. Odetchnąłem z ulgą. Wszedłem do szopy i zacząłem szukać czegoś przydatnego. Znalazłem skórzaną kurtkę ,którą od razu ubrałem .Wziąłem jakiegoś starego Mausera i 2 magazynki do niego. Gdy już miałem wyjść usłyszałem zbliżające w moją stronę tupanie. Drzwi otworzyły się lecz gdy łowca wszedł nie ujrzał mnie . Ukryłem się pod biurkiem , gdy zaczął przeszukiwać regał z książkami zakradłem się do niego po cichu i skręciłem mu kark . Palant wyłożył się jak długi na ziemi. Miał przy sobie mapę gildii. Moim celem była elektrownia. Ciało wrzuciłem za kanapę i wyszedłem z szopy. Zacząłem czołgać się za krzakami aż dotarłem do elektrowni . Podniosłem się i zacząłem szukać jakiegoś wejścia .Po infiltracji terenu doszedłem do wniosku ,że miałem 2 wejścia:
-Główne pilnowane przez jednego Łowce.
- drugą stroną przez podwórko które jest raczej niestrzeżone .
Cóż oczywiście wybrałem podwórko . Przeskoczyłem przez kamienny murek i poszedłem w stronę okna by zobaczyć czy ktoś jest w środku. Wnętrze było niestrzeżone co było dla mnie bardzo dziwne. Widocznie wszyscy zaczęli szukać „uciekiniera” . Po chwilowej kontemplacji ocknąłem się . Usłyszałem dochodzące zza mnie szelesty. Odwróciłem się i przed moim oczami ukazały się 2 wielkie radskorpiony . Odskoczyłem na bok i wyciągnąłem mausera . Jeden rzucił się na mnie. Sypnąłem mu piaskiem w oczy przez co zaczął jak szalony machać żądłem które szybko odstrzeliłem . Podniosłem się i zobaczyłem czerwone ślepia mknące w moją stronę. Wystraszyłem się . Zacząłem biec przed siebie ,było ciemno ,nic nie widziałem ,a strach mnie ciągle popędzał, biegłem aż w końcu wpadłem w drut kolczasty. Czerwone ślepia zaczęły się do mnie zbliżać . Wyciągnąłem pistolet i zacząłem strzelać w kierunki wstrętnych oczu. W końcu zgasły. Ten ból był niesamowity . Wrzeszczałem najgłośniej jak potrafiłem . Po jakiś 15 minutach zobaczyłem światła samochodów przejeżdżających obok mnie . Zacząłem krzyczeć . Samochody się zatrzymały z nich wyszli ludzie w pancerzach metalowych i z kominiarkami na głowach . Klęknął jeden obok mnie i wyciągnął z drutów ,a potem położyli mnie z tyłu samochodu. Obudziłem się rano w namiocie. Wyszedłem na zewnątrz kulejąc i zobaczyłem 2 osoby w pancerzach metalowych.
Hej młody! Jesteś cały ?-zapytał żołnierz
Tak, wszystko w porządku tylko strasznie mnie bolą nogi.-odpowiedziałem
Nie dziwie się, całe były zaplątane w drucie kolczastym. Powiedz mi jak się nazywasz? –ponownie zapytał żołnierz.
-Mam na imię Linden ,a ty ? kim w ogóle jesteś ?-zapytałem
-Mów mi Flik jestem najemnikiem wynajętym przez Bractwo Stali . Mieliśmy Oczyścić ten teren z łowców niewolników. Gdy zasnąłeś w naszym samochodzie wyruszyliśmy prosto do ich bazy . Naszym zadaniem było uratowanie niewolników. Ty chyba tylko przeżyłeś… – w tym momencie przestałem go słuchać…
|
Jest to REMAKE pierwszej części napisanej w 2006 roku oczywiście przeze mnie . Mam nadzieję że się spodoba
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sub _ Zero dnia Pią 22:09, 03 Paź 2008, w całości zmieniany 3 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Dantos
Przyjaciel Imperatora
Dołączył: 12 Sty 2008
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 14:43, 18 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
No całkiem spoko ,tylko mam jedną uwage.Chodzi oto ,że dobrze było by dodac więcej opisów ,dzieki którym czytelnik mogłby sie lepiej wczuc w świat fallouta np:Mogłbyś opisac RadScorpiona , można napisac więcej o wspomnianym kryptopolis itp.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tibo
Przywódca
Dołączył: 15 Lut 2008
Posty: 420
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Faerunu Płeć:
|
Wysłany: Pon 14:50, 18 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
Opowiadanie nawet spoko ale moim zdaniem najemnicy z Kryptopolis to mało prawdopodobny motyw (oni raczej zajmują się swoimi problemami).Dużo bardziej prawdopodobnym motywem było by przybycie strażników z RNK-a.W ogóle na początku myślałem że to Bractwo stali bo wątpię żeby ktoś inny miał samochody na chodzie ; p.
Moja ocena to 6/10
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sub _ Zero
Imperator
Dołączył: 30 Lip 2006
Posty: 3044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: w Was tyle zła ? Płeć:
|
Wysłany: Pon 14:58, 18 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
Wiem ,trochę namieszałem. Poprawiam tych najemników na Bractwo Stali bo mam wenę na dalszą fabułę . Dodaje drugą część (też REMAKE z 2006 roku)
Cytat: Dojazd
Strasznie się wkurzyłem….zawiodłem ich wszystkich…Gdybym tylko miał więcej odwagi i poszedł głównym wejściem….nie mogę sobie tego wybaczyć….przysiągłem sobie że pomszczę ich śmierć….
Była mniej więcej godzina 11:00. Nie pozostało mi dużo do zrobienia . Podziękowałem za pomoc i zacząłem iść przed siebie przez otaczająca mnie pustynie, aż po chwili usłyszałem krzyki.
-Linden gdzie ty idziesz ?!
To był Flik…
-Przed siebie…-powiedziałem ponuro lecz się nie wstrzymałem marszu.
-Jedziemy do Modoc. Zabierasz się z nami ?
W tym momencie się zatrzymałem. Oczywiście że się zgodziłem bo i tak niemiałem gdzie się podziać.
Bob zaprowadził mnie do samochodu.
Jechaliśmy z 2 godziny ,aż po chwili auto się zatrzymało. Jakiś najemnik mnie obudził .
-Cześć , nie mamy czasu na pogaduszki….RUSZAJ SIĘ DO CHOLERY!! -krzyknął jeden z najemników .
Co się dzieje?- zapytałem, serce biło mi jak dzwon. Nie wiedziałem co się stało.
Stado wisielców pełza w naszą stronę .!! Teraz ruchy!!
Złapał mnie za szmaty i wyrzucił z samochodu .Wstałem ,otrzepałem się i zacząłem biec za nim . Pędziliśmy przed siebie ,a jedyną rzeczą którą dostrzegałem to niekończąca się pustynia, co chwile się wywracałem…po 15 minutach nieustannego biegu dotarliśmy do jakiegoś kanionu .Flik na nas czekał . Schowaliśmy się w jaskini.
-Gdzie jest reszta?? – szepnął najemnik
-Wisielce dorwały ich wszystkich! Widziałem jak wypruwały Łysemu flaki !! – krzyczał spanikowany Filk ,aż się opluł.
-Stul mordę do się porzygam – warknął najemnik .
Staliśmy we trzech jak głupki w jaskini i czekaliśmy na cud. Wisielce to twarde sukinsyny , setki kul ich nie ruszą ,jedynie coś większego kalibru, niestety nic takiego nie mamy…
Po chwili usłyszałem mamrot Flika
-Linden, słuchaj… nie chciałem cię budzić. Myślałem że to nic takiego. Wyszedłem z ciężarówki żeby się przyjrzeć ,nagle z ziemi zaczęły się wyłaniać te sukinkoty. Potem zacząłem zwiewać. Sorry. – bełkotał Flik.
Co?! Gdyby nie Fred to bym był pożarty przez jakieś odpady pustynne!! – krzyczałem
F: Przestańcie się kłócić . Idą tutaj.
Wszyscy położyliśmy się na ziemię . Flik podsunął mi pod rękę obrzyna i 6 pocisków .Załadowałem dwa ,a resztę wsunąłem do kieszeni w kurtce
Czekaliśmy…czekaliśmy… aż wkońcu wysunęła się zza skał wstrętna długa obślizgła istota na którą tubylcy mówią wisielce . Zaczęliśmy się po cichu podczołgiwać w głąb jaskini chociaż nie wiedzieliśmy co może być w środku. Wisielec mimo naszych starań wtopienia się w otoczenie nas zauważył. Od razu otworzyliśmy ogień. Obślizgłe tafle stwardniałej skóry odlatywały lecz nic mu się nie działo. Po chwili skończyła nam się amunicja . Zaczęliśmy biec w głąb jaskini. Usłyszeliśmy głośne tupanie dochodzące z wewnątrz. Po chwili ku naszym oczom pojawił się ogromy Super-Mutant. Po raz pierwszy raz w życiu nie czułem tak ogromnego strachu. Mutant wyciągnął zza pleców bazooke i wystrzelił jeden pocisk w stronę wisielca. Rozszarpało go po całej jamie . Krew trysnęła mi w twarz ,a flaki spadały z sufitu nam na głowy.
Wszyscy podnieśliśmy się i otrzepaliśmy z jego wnętrzności . Myśleliśmy ,że teraz będziemy mogli sobie spokojnie wyjść lecz Mutant rzucił się na nas, chwycił Freda za głowę i rzucił nim jak szmatą o skałe. Widok był przerażający. Wiedzieliśmy, że już po nim. Gdy wybiegliśmy z jaskini mutant widocznie zawrócił. Pozostaliśmy bez broni. Była godzina 21:00 tak na oko. Zaczęliśmy iść kanionem przed siebie. Dotarliśmy do jakiejś rzeki przy której siedziało kilku rybaków. Powiedzieli że nas zaprowadzą do najbliższego miasta.
Po jakiś 4 godzinach marszu ku naszym oczom pojawił się wielki napis. „WITAMY W KLAMATH”.
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sub _ Zero dnia Pon 15:01, 18 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tibo
Przywódca
Dołączył: 15 Lut 2008
Posty: 420
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Faerunu Płeć:
|
Wysłany: Pon 15:30, 18 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
No niezły ten fragment ale tępo akcji jest za szybkie.
7/10
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sub _ Zero
Imperator
Dołączył: 30 Lip 2006
Posty: 3044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: w Was tyle zła ? Płeć:
|
Wysłany: Pon 20:11, 18 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
No niestety ,ale będę się starał rozwijać . Jeszcze z 3 rozdziały są z 2006 roku a reszta to są nówki .
Teraz 2 krótkie
Cytat:
Odpoczynek
Weszliśmy do miasta. Wędrowaliśmy uliczką przed siebie. Zobaczyliśmy jakąś starą szopę która wyglądała na niczyją. Otworzyliśmy drzwi ,a przed naszymi oczami ukazała się kanapa. Usiedliśmy i zasnęliśmy. Jak się obudziłem. Flika już niebyło. Wstałem i wybiegłem z domu. Zacząłem się rozglądać dokoła, ale po towarzyszu ani śladu. Wszedłem do pierwszego lepszego baru i dosiadłem się do jakiegoś mieszkańca.
-Witaj chłopcze , co cię sprowadza do klamath ? – powiedział miłym tonem nieznajomy.
- Przyszedłem tutaj z moim kolegą Flikiem, bo zepsuł się nam samochód gdy jechaliśmy do Modoc.
- To pewnie już auta nie odzyskacie….Chyba się nie przedstawiłem, nazywam się Vic i jestem miejscowym mechanikiem ,a Ty ? – wymruczał pod nosem.
-Nazywam się Linden.
Po chwili wbiegł Flik do baru trzymając się za brzuch. Od razu mnie zobaczył i Krzyknął „LINDEN SZYBKO !! CHODŹ ,MUSIMY SIĘ ZMYWAĆ!”
Szybko zacząłem biec w jego stronę ,a on upadł…pod nim ujrzałem plamę Kwi…Podniosłem głowę i zobaczyłem wybuch ,który odrzucił mnie na drugą stronę pomieszczenia. Obudził mnie jakiś człowiek. Pomógł mi się podnieść i zaprowadził na dwór .Byłem w pół przytomny. Walnął mnie w twarz ,a jego uderzenie było tak mocne że powaliło mnie z nóg . Potem krzyknął :
-Wynoś się stąd i nie wracaj. Patrz co zrobiłeś z mojego baru!
- Ale ja…
W tym momencie poprawił mi z buta. Zemdlałem. Gdy się ocknąłem wstałem wziąłem mój ekwipunek, który składał się z manierki z wodą i dwóch kawałków jakiegoś suszonego mięsa.
Zapakowałem wszystko do plecaka. Ludzie mnie tutaj nienawidzili dlatego bez namysłu wybiegłem z tamtego miasta. Szedłem przed siebie. Ciągle mocno świeciło słońce, żadnego deszczu susza jak cholera. Po jakiś 4 godzinach miałem sucho w gardle. Upadłem na ziemię i czekałem na cud, zbawienie, cokolwiek. Już myślałem ze po mnie ale wtedy podbiegł do mnie jakiś człowiek w habicie…..
----------------------------------------------------------
Nieznajomy
Nieznajomy podszedł do mnie, wiedziałem, że już po mnie, ale on kucnął obok i podał mi manierkę z wodą. Potem przyciągnął mnie do cienia. Zdjął kaptur. Miał około 20 lat . Musiał dużo przejść co wywnioskowałem po dużej ilości blizn na twarzy. Miał na ręku zawieszoną jakąś włócznię. Brązowe włosy.
-Nazywam się Linden, dzięki za pomoc…eee…jak się nazywasz ? –zapytałem lekko wystraszony.
- Jestem Dzieckiem Przeznaczenia z wioski Arroyo . – odpowiedział nieznajomy.
Że co?! Jakim kurwa dzieckiem przeznaczenia? Chyba zbyt dużo na oglądałeś się tych przed wojennych kreskówek - powiedziałem z kpiną .
W tym momencie nieznajomy zaczyna wyciągać rękę po włócznię.
-eee…znaczy się miło mi cię poznać Dziecko Przeznaczenia - wybełkotałem
Nieznajomy uspokoił się, odetchnąłem z ulgą.
-Jak mogę Ci się odwdzięczyć ? – zapytałem z powagą .
-Poszukuję Generator Ekosystemu Cudownej Krainy (G.E.C.K) dla mojej wioski. Wiesz może gdzie mogę go znaleźć ? – zapytał tak szybko że ledwo co go zrozumiałem. Nawet
niemiałem bladego pojęcia o czym ten świr wygaduje.
-eee…sorry koleś ale nie wiem o czym ty w ogóle gadasz . Niedaleko jest „miasto” zwane Nora ( z tamtą się zerwałem) możemy się tam przejść i popytać ludzi. – szybko powiedziałem bo już nie chciało mi się z nim dalej prowadzić dyskusji.
-Nora ? Właśnie tam zmierzam a, skoro sądzisz że mogą tam coś wiedzieć o G.E.C.Ku to chyba się tam zatrzymam na parę dni. Słyszałem że Łowcy Niewolników porwali Vic’a z Klamath. Miejscowego mechanika.
- Ta…wiem o kogo chodzi. Słuchaj chodźmy tam, bo zaczyna się ściemniać ,a w nocy nie jest tutaj zbyt bezpiecznie.
-Dobrze ,zatem ruszajmy. – powiedział zdecydowanie.
Od kolesia waliło konkretnie, nie dało się ukryć ,ale uratował mi życie więc nic nie mówiłem.
Wędrowaliśmy od dwóch dni nic do siebie nie mówiąc. Zawsze wieczorem słyszałem ,jak nieznajomy mówił coś do siebie „Nie zawiodę cię mistrzu” i tym podobne pierodły. Widać było ,że wierzy w swoją „świętą misję”…
W końcu dotarliśmy do naszego celu. Wejście było obstawione przez łowców niewolników. Niemogłem im się pokazać.
Idź, spotkamy się w środku….-odparłem
| [/quote]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sub _ Zero dnia Pon 20:12, 18 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tibo
Przywódca
Dołączył: 15 Lut 2008
Posty: 420
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Faerunu Płeć:
|
Wysłany: Pon 21:04, 18 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
Tekst "Nie zawiodę cię mistrzu" raczej pasuje do mutanta który był najemnikiem Mistrza( Richarda Greya).Ja bym to zmienił np na: Nie zawiodę plemienia, czy coś w tym stylu.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mara_Jade
Gość
|
Wysłany: Pon 21:12, 18 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
Dobrze że wstawiłeś, bo opowiadanie wymiata.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sub _ Zero
Imperator
Dołączył: 30 Lip 2006
Posty: 3044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: w Was tyle zła ? Płeć:
|
Wysłany: Wto 0:20, 19 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
Teraz duża dawka czytania . NORA - 2006 zaczęty (później myślałem że usunąłem opowiadanie ) - 2008 (znalazłem dziada!) . CZAS SIĘ WZIĄĆ DO PRACY... - 2008
Cytat: Nora
Zacząłem szukać drugiego wejścia. Szedłem przy płocie licząc na jakąś dziurę . Po chwili zatrzymał mnie jakiś ćpun. Był odziany w obrzygane, podarte żółte ciuszki. Łysy typ , chudy…dosłowny ćpun.
-Eee…Aaaa….Masz Jet? – zapytał
-Co to kurwa jest ? – zapytałem
-Eee…aaaa…tio ty niewisz ? to zajebiścieeee….(w tym momencie zrzygał się)….odjechany narkotyk.- odbełkotał. - To masz czy nie?
-Nie! Teraz słuchaj, jeśli chcesz dożyć jutra to mi powiedz jak dostać się do środka? – zagroziłem.
-Oh…panie…bez nerwuuuu(znowu zwymiotował)bez nerwów . Spróbuj szczęścia południowym wejściem obok „Baru mamuśki”.- wybełkotał ćpun
-Dobra ,dzięki – powiedziałem
Szedłem wzdłuż wysokiego płotu ,aż dotarłem do baru. Okolica była niestrzeżona , ale i tak musiałem uważać aby nie wpakować się w tarapaty. Wszedłem do baru. Przy pierwszym stoliku siedziała jakaś kobieta , blond włosy, szczupła, wyglądała na smutną ,coś mruczała o pod nosem o jakiś kotach. Zaraz za nią stał na krześle jakiś wariat z butelką przedwojennego piwa w ręku. Usiadłem przy stoliku przy oknie. Miałem dobry widok na okolicę, która jednak nie była za ciekawa. Rozwalone budynki ,niektóre nawet już dachu nie miały ,bądź posiadały potężne dziury w ścianach. Po chwilowym „skanowaniu terenu” dostrzegłem napis „Łowcy niewolników” który znajdował się na budowli niedaleko „Baru Mamuśki” . Wyszedłem z baru i postanowiłem obejść budynek. Szedłem ulicą przy której stał kościół. Obstawiony był ludźmi w metalowych pancerzach którzy groźnie spoglądali na mnie . Niemiałem zamiaru zostawać tam ani chwili dłużej ,dlatego przyśpieszyłem tempo. Przeciskając się przez tłum ćpunów ,aż dotarłem do sklepu z bronią. Wszedłem do środka . Na pierwszy rzut oka dosłowny śmietnik , rozszarpany fotel , krzesło bez nóg…ach szkoda gadać. Podszedłem do dziurawej lady i zacząłem przeglądać sprzęt. Dwa rewolwery ,karabin myśliwski , kilka mauserów…Nic ciekawego. Po chwili usłyszałem ochrypły głos sprzedawcy…
-Szukasz czegoś konkretnego chłopcze? –zapytał sprzedawca
-Mianowicie szukam broni ,małej ,poręcznej i szybkostrzelnej o pojemnym magazynku z łatwo dostępną amunicją…-Odpowiedziałem
-No ,cóż postaram się coś sprowadzić dla ciebie.
-Ile to może potrwać? –zapytałem
-Dzień lub dwa…-odpowiedział sprzedawca
-To trochę długo…Nie miałem zamiaru siedzieć tutaj tyle czasu. – żeby się nie nudzić postanowiłem zapytać o robotę lecz przerwał mi wchodzący patrol łowców niewolników który niestety wszedł do sklepu…
Bez zastanowienia założyłem kaptur na głowę ,skierowałem ją w stronę podłogi i zacząłem zmierzać do wyjścia. Od drzwi wyjściowych dzieliło mnie zaledwie 5 bądź 6 kroków lecz po chwili zostałem wywrócony na podłogę…
Łowca niewolników uderzył mnie metalowym, zardzewiałym prętem który połamał się w zetknięciu z moimi plecami. Drugi podniósł mnie do góry i przyłożył do ściany. Zaczęli bić mnie kastetami. Krzyczałem o pomoc lecz bez skutku…Ból był ogromny ,słyszałem jak pęka mi kość przy uderzeniu w brzuch. W między czasie słyszałem krzyki łowców ,lecz nie byłem w stanie ich zrozumieć gdyż jeden zagłuszał drugiego. Po paru sekundach zauważyłem jak z brzucha jednego łowcy wysunęła się włócznia…Tak ,to było Dziecko Przeznaczenia . Przebiło jednego na wylot orężem ,a drugiego zaczęło bić pięściami. Ja leżałem przy ścianie…cały zakrwawiony…ten koleś poraz drugi uratował mi tyłek.
Dziecko Przeznaczenia podeszło do mnie i wsypało jakiś proszek do ust. Zaczęło mi się kręcić w głowie ,ale czułem jak ból zaczął się zmniejszać. Po chwili nawet mogłem się podnieść. Po prostu nie wiedziałem co powiedzieć ,on mnie nie znał ,a już dwa razy pomógł mi bezinteresownie . Tacy ludzie są po prostu unikatowi na pustyni .Zakapturzona postać milczała ,podniosła włócznię i wyszła. Oparłem się o ścianę i zacząłem spoglądać na leżących łowców. Jeden miał dziurę w brzuchu na wylot lecz…drugi był cały. Miał na sobie skórzany pancerz który nie był tanią rzeczą. Założyłem go na siebie ,podniosłem kastet i pieniądze. 100 dolców ,zawsze coś . Zacząłem wychodzić z budynku. Wszystko mi się rozmazywało przed oczami . Podszedłem do bramy prowadzącej na złomowisko. Usiadłem pod nią i zasnąłem.
--------------------------------------------------------------------------------
Czas się wziąć do pracy…
Otworzyłem oczy, zauważyłem ,jakiegoś kolesia w czarnej katanie i jeansach. Miał zielonego irokeza ,3 kolczyki w nosie ,kompletny kretyn . Wstałem ,włożyłem rękę do kieszeni…Ten drań zabrał mi 100 dolarów. Zacząłem biec za nim ,a on po chwili się zorientował i zaczął uciekać. Biegłem przez ulice ,od czasu do czasu zdarzało mi się potknąć o dziury w asfalcie . Gdy już byłem blisko niego złapałem go za kołnierz i pociągnąłem w stronę ziemi. Złodziej się wywrócił na plecy. Założyłem kastet i zacząłem go bić po twarzy . Nagle ktoś chwycił mnie za plecy i rzucił w pobliską ,paląca się ,zardzewiałą beczkę.
-Spokój. – powiedział ktoś grubym i donośnym głosem. – Jeśli uważacie ,że pustkowiami rządzi chaos i bezprawie to się mylicie .
Oparł karabin szturmowy FN FAL na ramieniu.
-Jestem Zszywacz z Bractwa Stali – Powiedział spokojnie . – Pilnujemy porządku na pustkowiach ,a teraz gadajcie o co chodzi ,załatwimy sprawę i po kłopocie. – powiedział z powagą na ustach.
Bractwo stali…Flik pracował dla nich, miał niezłe wyposażenie ,może się zaciągnę…tak rozmyślałem lecz po chwili usłyszałem głos tego złodzieja.
-Wiesz koleś ,gówno mnie obchodzi kim jesteś ,ja tu zarabiam na życie i nie mam zamiaru się przed nikim tłumaczyć. – powiedział podnosząc się .
-On ma moje 100 dolców… - powiedziałem wstając z ziemi. Złodziej zaczął uciekać , miałem za nim biec lecz Zszywać odepchnął ręką na bok i wystrzelił seryjkę z FN FAL’a . Pociski przebiły klatkę piersiową tego kolesia na wylot a on sam padł na ziemie. Nastała chwila ciszy. Spojrzałem kątem oka na strzelca ,i powoli podszedłem do ciała.. Odwróciłem zwłoki na plecy i usłyszałem Zszywacza :
-Nie wolno grabić cudzych zwłok…-szepnął
-Nie grabie, biorę to co moje – powiedziałem wyciągając z kieszeni złodzieja 100 dolców .
-No dobra, niech Ci będzie – sapnął – jak byś potrzebował pomocy ,to mamy swój posterunek na południu Nory – powiedział z uśmiechem na twarzy i zaczął iść na dolną część tego zadupia. Stałem patrząc na swoje zakrwawione ręce i od czasu do czasu spoglądałem na oddalającego się członka Bractwa. Wiedziałem ,że bez wyposażenia nie mam szans na przetrwanie ,ale też bałem się go zapytać o rekrutacje. Sam nie wiedziałem co ze sobą zrobić ,musiałem jakoś pomścić śmierć tych ludzi. Musiałem zabić szefa Gildii ,ale nie miałem szans w pojedynkę…Postanowiłem się dowiedzieć co nieco o łowcach, zatem poszedłem do baru. Przy wejściu stała dwójka żebrujących dzieci . I tak nie dałem im pieniędzy…widać ,że już są zmarnowani ,zmarszczone twarze ,wychudzone…ćpuny…
Otworzyłem powoli drzwi wejściowe i wszedłem do środka. Totalna dziura ,wypalona wykładzina na podłodze ,połamane krzesła , dookoła ludzie siłujący się na rękę ,grający w karty albo pieprzący się na stole bilardowym. Podszedłem do baru i usiadłem na chwiejącym się ,podziurawionym przez korniki krześle.
-Co podać ? – zapytała barmanka . Miała długie blond włosy do ramion ,gładką cerę ,trochę krzywo pomalowane usta szminką . Była szczupła ,około trzydziestki . Jej baru pilnowało dwóch ochroniarzy. Łysi ,przypakowani , wysocy kolesie w zardzewiałych metalowych pancerzach. Jeden miał nawet naramiennik z kolcami .Stali przy ścianach ze sztucerami w rękach i bacznie oglądali czy nikt nie zbliżał się do drzwi w rogu pomieszczenia. Swoją drogą ciekawi mnie ile architekt musiał wypić żeby tak skonstruować dom.
-Poproszę piwo – powiedziałem niepewnie .
Po chwili kobieta zniknęła za barem. Przysiadł się do mnie Zszywacz .
-Hej młody, co robisz w tej dziurze ?? – zapytał z głupim uśmiechem na twarzy.
-Równie dobrze mógłbym się zapytać Ciebie o to samo. – mruknąłem.
-Coś nie w humorze jesteś – wybełkotał . –Słuchaj ,szukamy świeżej krwi ,może chciałbyś dołączyć do naszego Bractwa ? – zapytał.
Wyrwałem barmance piwo z ręki i wziąłem łyka. Piwo było jakieś ,dziwnie słone . Zignorowałem pytanie Zszywacza i zapytałem barmanki.
-Z czego robicie te piwo ?
-No cóż ,nie jest to jakaś specjalna receptura . – Wyjąkała marszcząc czoło.
- Z czego je robicie ?? – zapytałem ponownie ,ale grubszym tonem.
-Z moczu bramina – powiedziała szybko i odwróciła się do mnie plecami.
- Że co?! Ej , Zszywacz , co to bramin ?!? – zapytałem zaskoczony podnosząc się z krzesła.
-Człowieku ?! Ty sobie chyba jaja robisz ? – zapytał śmiejąc się po czym spojrzał mi w oczy. Po chwili zrozumiał ,że pytam na poważnie. – No dobra, bramin to taka zmutowana przez nadmierne promieniowanie krowa . – wyszeptał. Usiadłem z powrotem i wyszeptałem z nadzieją.
-Czy wszędzie pije się mocz krowy ?
-Jeśli chodzi o piwo ,to tak. – powiedział i machnął ręką do góry co chyba oznaczało że chce jeszcze jednego browara .
-To ja podziękuje – powiedziałem odsuwając butelkę w stronę barmanki. – Może macie coś innego – powiedziałem z nadzieją ,że dostane coś w końcu normalnego do picia. Barmanka schyliła się grzebiąc w szafce . Zszywacz patrzył się na jej biust jak zaczarowany. Po chwili nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem .
-Haha , Zszywacz , gdzie ty się gapisz ? – zaptałem śmiejąc się .
On spojrzał na mnie cały czerwony i jakby lekko zdenerwowany .
-Proszę ,nie sprzedaj mnie – wyszeptał w moją stronę zestresowany .
Kiwnąłem na zgodę. Barmanka wyciągnęła jakiś jasno niebieski napój z napisem „Nuca Cola” na etykietce . Podsuwając mi pod nos zapytała z uśmiechem
-Gdzie się gapił ??
-eee…. , na moje krocze! – palnąłem – ZBOK! – dodałem szybko.
-Acha – sapnęła jakby zawiedziona i opuściła głowę.
Spojrzałem na Zszywacza i szepnąłem.
-Ty kretynie, podobasz jej się .
-A skąd ja miałem wiedzieć?! – wyszeptał
-Mogłeś się domyślić… -zacząłem ale Zszywacz mi przerwał.
-Człowieku ,ja jestem medykiem ,a nie jakimś maczo! – powiedział z powagą na ustach
Wziąłem łyka nuca-coli i zacząłem się z niego śmiać. Później nastała chwila milczenia. Myślałem o tym jakie to ja mam szczęście. Uciekłem i przeżyłem jako jedyny ,niewiadomo skąd pojawia się jakiś dziwak i 2 razy ratuje mi życie . Teraz członek Bractwa Stali pomaga mi i proponuje pracę . Wydaje mnie się to trochę dziwne. Aktualnie nie miałem szans by pomścić tych „niewolików” ,ale za jakiś czas…Jak zdobędę dobry ekwipunek to nie będę czekał, wyrżnę każdego łowcę, co do jednego! Muszę się czegoś dowiedzieć więcej o nich.
-Przepraszam ,jak się pani nazywa ? – zapytałem barmanki .
-Jestem Rebecca – powiedziała sucho.
-Miło mi Cię poznać, jestem Linden ,ale mów mi Zero. – powiedziałem szybko żeby od razu przejść do sedna sprawy. – Mieszkasz w tym mieście więc pomyślałem ,że mogła byś mi co nieco powiedzieć o Łowcach niewolników.
-Co? – zapytała spoglądając na mnie niepewnie i marszcząc brwi – Po co Ci informacje o nich ? – pytała groźnie.
Podwinąłem rękaw i pokazałem jej wypaloną na ramieniu cyfrę zero . – Chodzi mi o zemstę – mruknąłem patrząc na nią z nadzieją w oczach, że mi coś powie. Rebecca rozejrzała się dookoła ,przyłożyła usta do mojego ucha i zaczęła szeptać .
-Samemu nie masz szans, jest ich zbyt wiele .
-Wiem o tym, powiedz mi kto jest szefem . Dalej Metzger ? – zapytałem po cichu.
-Tak ,ten psychopata dalej tam sprawuje władzę . – chciała coś powiedzieć dalej ,ale jej przerwałem.
-Dzięki – powiedziałem z uśmiechem . – Zszywacz ,chciałbym dołączyć do Bractwa Stali. – powiedziałem pewny siebie i swojej decyzji. Medyk podniósł się z krzesła ,zarzucił na ramię FN FAL’a .
-Chodź za mną – powiedział ponuro.
Położyłem 20 dolców na stole i powiedziałem śmiejąc się do Rebecci .
-Patrzył się na Twój biust .
-Wiem – odpowiedziała z uśmiechem na twarzy.
- Trzymaj się – powiedziałem odchodząc od baru.
Chciałem być już na zewnątrz ,z dala od tych otaczających mnie śmierdzących ćpunów. Gdy już byłem przy wyjściu jakiś pijany mężczyzna wpadł na mnie . Ja odepchnięty upadłem na podłogę obok stołu do bilardu . Pod nim siedział jakiś pijak i rzygał pod siebie .
-Cholera ,co za dziura – krzyknąłem.
Wstałem i osoba która mnie popchnęła patrzyła na mnie wystraszona.
-Co ty sobie koleś do cholery wyobrażasz ?! – krzyczałem rozwścieczony .
-Przepraszam ,nie chciałem , to nie było specjalne – gadał jąkając się .
-Nic mnie to nie obchodzi ! – krzyknąłem po czym chwyciłem go za koszule i pchnąłem w stojak na kije do bilardu.
-Teraz będziesz taki cwany ?! Śmiało , popchnij mnie ! Na co do jasnej cholery czekasz ?! Mam Cię podnieść ?! – krzyczałem wkurzony .
Chwyciłem krzesło i uderzyłem go oparciem w głowę . Później podniosłem oszołomionego mężczyznę i pchnąłem w stronę okna. Wyleciał na zewnątrz . Wybiegłem na dwór i zacząłem iść w jego stronę . On już stał zaczajony za ścianą budynku . Gdy tylko pojawiłem mu się na oczy uderzył mnie jakąś deską w brzuch . Chwyciłem się za niego z bólu. On podszedł do mnie i chciał wyprowadzić kolejny cios ,tym razem w głowę ,na szczęście w ostatnim momencie się odsunąłem na bok. Szybko się zerwałem i chwyciłem go za rękę i uderzałem nią o ścianę . Broń wypadła mu z ręki ,lecz był przygotowany na to . W drugiej ręce trzymał nóż. Chciał wyprowadzić mi cios w twarz lecz zakryłem się ręką . Złapałem go za ramiona i wyprowadziłem 3 szybkie ciosy z kolana w brzuch . Mężczyzna zaczął się zwijać ,upadł na kolana .
-Proszę ,zostaw mnie! Mam rodzinę! Dzieci ! – krzyczał błagalnym tonem lecz ja nie mogłem powstrzymać rządzy krwi… Chwyciłem szkło z pobitego okna i wbiłem mu je w głowę . Po czym zacząłem butować zwłoki.
Ogromna furia i chęć wyżycia się przemawiała przeze mnie. Kopałem ciało z taką siłą ,że od czasu do czasu słyszałem chrzęst pękających kości.
- O słodki Boże ?! – usłyszałem krzyk . – Co ty do jasnej cholery robisz ?! – Krzyczał Zszywacz. Wystraszony przestałem kopać . Nie wiedziałem co powiedzieć. Po chwili ciszy wyjąkałem patrząc w ziemie.
-Zaatakował mnie…- Zszywacz ,opatrzysz mi ranę ? – powiedziałem wskazując na rękę .
-Eh…Cięta ? – zapytał
-Ta…-sapnąłem .
-Chodź do naszego posterunku ,tam dam Ci przeciwbólowe i opatrzę ranę . Na razie obwiń sobie ranę – powiedział podając mi jakąś chustkę.
Obwinąłem sobie ranę i wyruszyłem za nim do posterunku Bractwa… |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sub _ Zero dnia Wto 0:42, 19 Sie 2008, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
VerminatorX
Starszy Bóg
Dołączył: 04 Wrz 2007
Posty: 1293
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Tam, gdzie konie gwiżdzą na palcach Płeć:
|
Wysłany: Wto 9:41, 19 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
Nie no jak dla mnie to opowiadanie wymiata 9/10, tylko jakiś bezpodstawny ten napad furii...
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tibo
Przywódca
Dołączył: 15 Lut 2008
Posty: 420
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Faerunu Płeć:
|
Wysłany: Wto 10:01, 19 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
Fajny ten tekst dobrze trzyma klimat tylko coś ten chłopak ma dużo szczęścia (pewnie w statach ma 10 ; p)
8/10
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sub _ Zero
Imperator
Dołączył: 30 Lip 2006
Posty: 3044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: w Was tyle zła ? Płeć:
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sub _ Zero
Imperator
Dołączył: 30 Lip 2006
Posty: 3044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: w Was tyle zła ? Płeć:
|
Wysłany: Sob 13:50, 06 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Sorry że tak długo ,ale wczoraj wieczorem dopadła mnie wena i w końcu skończyłem . Jest cholernie nudny ale to było nieuniknione . W następnym będzie sama akcja
Cytat: Witaj na pokładzie…
Podeszliśmy do stalowych drzwi ,które zapewne stanowiły wejście do posterunku. Na nich znajdowało się logo bractwa. Przypominało ono bezgłowego orła z rozwiniętymi skrzydłami do góry przez którego przechodził od spodu miecz a nad nim znajdowały się 3 koła zębate. Stałem patrząc na drzwi, dziwne ,żadnej klamki ani zamka . Spojrzałem na Zszywacza z skrzywioną miną .
-Boli ? – zapytał po cichu podchodząc do ściany.
-Jak cholera – odpowiedziałem zaciskając zęby z bólu.
Podszedł do niej i otworzył małe drzwiczki ,jakby od szafeczki . W środku była mała klawiatura i wystukał w niej jakiś kod. Drzwi rozsunęły się na boki błyskawicznie . Aż odskoczyłem do tyłu z wrażenia .
-Spokojnie – powiedział śmiejąc się Zszywacz .
Spojrzałem na niego zdenerwowany i wszedłem za nim do środka ,a drzwi się zamknęły za naszymi plecami. Dokładnie jak w przedwojennych horrorach. Wnętrze było strasznie dziwne. Metalowe ściany ,wszędzie jakieś diody ,ekraniki i inne cudactwa. Trochę się bałem dlatego podszedłem do Zszywacza. Staliśmy na jakiejś okrągłej platformie dookoła której były nowe ,lśniące poręcze. Po prostu coś niesamowitego. Zszywacz podszedł do panelu sterowania i wcisnął guzik z napisem „-2”.
Później dotknął palcem jakiegoś ekraniku. Przyglądałem się temu uważnie ,bo przecież będę musiał to umieć robić jak już dojdę. Platforma ruszyła w dół. Straciłem równowagę , upadając chwyciłem się poręczy i podciągnąłem.
-Przyzwyczaisz się…-powiedział z uśmiechem na twarzy Zszywacz. Lecz mi nie było do śmiechu. Ręka mnie strasznie piekła i ledwo co trzymałem się poręczy. Gdy dojechaliśmy winda łagodnie się zatrzymała a metalowe poręcze wsunęły się w podłogę .
-Jesteśmy na miejscu, trzymaj się mnie i uważaj na tych przemądrzałych kretynów dookoła. – powiedział szeptem.
Kiwnąłem głową na „tak” i poszedłem za nim. Wszędzie były metalowe ściany ,zasuwane drzwi i małe klawiaturki przy nich. Także była masa ludzi dookoła. Mieli pełne skórzane pancerze, niektórzy chodzili w pancerzach metalowych ale jakoś dziwnie zmodernizowanych. Przechodziliśmy wąskim tunelem ,aż doszliśmy do ogromnego pomieszczenia. Stały tam zaparkowane 3 samochody opancerzone. Przy jednym stał jakiś mechanik i spawał klapę .
-One działają ? Wszystkie trzy ? –zapytałem z niedowierzaniem .
- Pewnie ,już nie raz takim jeździłem. – odpowiedział spokojnie Zszywacz.
-Skąd je macie ? – pytałem dalej strasznie podniecony.
-Bractwo Stali dysponuje takim sprzętem o którym na zewnątrz można tylko pomarzyć. – odpowiedział z uśmiechem na twarzy .
-Co masz na myśli ? – pytałem zaciekawiony podążając za Zszywaczem na drugi koniec hangaru.
-Działka plazmowe , pistolety laserowe ,pancerze wspomagane ,a nawet czołgi! – wymieniał dumnie .
-Niemożliwe ,przecież takie rzeczy nie istnieją! No ,może poza czołgami… – odpowiedziałem zszokowany.
-Dokładniej to czołgiem ,bo zaginęły w drodze do Broken Hills . Musieliśmy przetransportować super-mutanta. – powiedział spokojnie.
Weszliśmy do pokoju na drzwiach którego widniał namalowany czerwony krzyż na białym tle.
-Jakim cudem chcieliście takiego dzikusa przetransportować ? – zapytałem zdziwiony .
-Nie wszystkie Super-Mutanty to dzikusy. W bractwie mamy nawet jednego ,ale znajduje się on w San Francisco . – powiedział szybko Zszywacz. – A teraz siadaj na krześle ,ja idę po opatrunek i stimpaki. – powiedział i zniknął wchodząc do innego pokoju.
Podwinąłem rękaw i usiadłem na ładnym metalowym krześle. Wszystko tutaj było inne niż na zewnątrz. Tutaj było schludnie, czysto . Wszystko było nowe, zadbane i bardzo zaawansowane technologicznie. Ciekawe czy pistolety laserowe istniały naprawdę czy to był po prostu taki żart. Oparłem głowę na oparciu i spoglądałem na sufit. Po chwili usłyszałem szorstki kobiecy głos.
-a tobie co jest młody ? – zapytała patrząc na mnie.
Podniosłem rękę w zakrwawionej chustce do góry ,a ona parsknęła śmiechem.
-To jest rana ? – zapytała z kpiną . – To patrz na to – powiedziała i podciągnęła koszulkę do góry. Przez brzuch przechodziła ogromna blizna. Otworzyłem usta i zaniemówiłem.
-To był szpon śmierci…-mruknęła – Był bo po tym wyłapał w głowę z 50 cal – powiedziała z uśmiechem kobieta.
-Barett ? Jesteś snajperem w Bractwie ? – zapytałem
-Nieźle główkujesz młody. – powiedziała uśmiechając się do mnie. – Jak będziesz miał dużo szczęścia to może nawet będę chroniła ci dupsko na polu bitwy ,a uwierz mi warto się o to pomodlić bo jestem najlepszym strzelcem w Bractwie – przechwalała się.
-Bóg nie istnieje więc nie ma sensu w modleniu się. – powiedziałem zdecydowanie . Zacząłem się jej przyglądać . Miała długie blond włosy związane w warkocz, dużo blizn na twarzy i była bardzo szczupła. Blada cera strasznie rzucała się w oczy.
-Też tak sądzę – powiedziała śmiejąc się . –Tyle że Zszywacz twierdzi że Bóg mi go zesłał i mnie poskładał do kupy. – powiedziała z uśmiechem na twarzy.
Nagle wszedł Zszywacz z torbą lekarską .
-Cześć Luneta ,miło Cię znowu widzieć w jednym kawałku – śmiał się z niej .
-Witaj ,nie myślałeś kiedyś nad tym żeby pracować jako krawiec ? Bo zabawa z igłą i nitką Ci nieźle idzie – odpowiedziała lekko wkurzona.
-Wiesz, daruj sobie te głupie żarty bo jakby nie ja to by Szpony Śmierci delektowały się twoimi zwłokami. – odpowiedział z powagą Zszywacz poczym położył torbę na stole i zaczął ją rozpakowywać.
-Macie na myśli takie wielki 2 metrowe ,jasno brązowe bestie z ogromnymi pazurami i rogami na głowie ? – zapytałem niepewnie .
-Tak – powiedziała Luneta ze skrzywioną miną .
-Nie przedstawiłem się , jestem Linden – powiedziałem podając jej dłoń.
-Tak…Miło mi Cię poznać Zero – powiedziała patrząc na moje ramie i uścisnęła mi dłoń. Była silna jak na kobietę ,a może po prostu ich nie doceniałem ?
-Pogadam z Blizną o rekrutacji Zera – zwróciła się do Zszywacza i poszła.
Sanitariusz usiadł i wstrzyknął mi grubą igłą coś czerwonego.
-Co to ? – zapytałem zaciekawiony.
-Stimpak ,najpopularniejszy środek leczniczy . Usuwa bakterie zebrane w okolicy wstrzykanego miejsca ,a także ma właściwości przeciwbólowe i jest przyswajany przez organizm jak ludzka krew. – powiedział zadowolony z uśmiechem jak banan.
Później wyciągnął igłę z nicią ,wytarł ją jakąś watą i zaczął szyć. Rzeczywiście ,nie bolało. Zaczęło mnie się podobać to Bractwo. Przyglądałem się Zszywaczowi. Brunet z rozczochranymi kudłami i brodą związaną gumką . Zacisnął zęby i starannie zszywał ranę. Nie trwało to długo. Odciął nitkę małymi nożyczkami .
-To by było na tyle –odsapnął i otarł ręką pot z czoła.
-Dzięki. – powiedziałem uśmiechając się .
Po chwili Zszywacz wyciągną jakieś małe urządzenie z napisem „Pip Boy 2500”. Przymrużył oczy jakby coś czytał i powiedział.
-Luneta wszystko załatwiła ,twój pokój ma numer 30 ,jak wyjdziesz stąd to skręć w lewo do wąskiego tunelu i tam będą na drzwiach numerki. Jutro wyruszysz z innymi kadetami na pustkowia do obozu bandytów. Jeśli przeżyjesz to będziesz mógł się nazywać członkiem Bractwa Stali. Moja rada, musisz pchać się do zbrojowni żeby najlepszy ekwipunek dostać. Nie licz na pancerz, ale na broń i może stimpaka. – powiedział ze skrzywioną miną po czym położył rękę na moim ramieniu i wyszeptał – Liczę na Ciebie. Powodzenia.
-Dzięki – powiedziałem ściągając jego rękę ze mnie. Wstałem z krzesła i wyszedłem z skrzydła medycznego. Szedłem zgodnie z instrukcją Zszywacza ,i po jakiś 10 minutowych przepychankach doszedłem do pokoju. Stanąłem przed metalowymi drzwiami i spojrzałem ze zdziwieniem na pobliską klawiaturę numeryczną wmontowaną w ścianę. Nie wiedziałem jakie numerki wystukać . Podszedłem bliżej i zacząłem się przyglądać temu obiektowi. Już miałem wcisnąć jeden klawisz lecz zatrzymał mnie ogromny smród dochodzący zza mnie. Skrzywiłem minę i odwróciłem głowę. Ujrzałem przed sobą postać strasznie oparzoną ,miejscami w plastrach a gdzie niegdzie schodzące ,duże kawałki skóry.
-Witaj gładkoskórku- powiedział z uśmiechem na twarzy.
-eee…Cześć – wydusiłem z siebie i od razu zatkałem nos bo smród był nie do wytrzymania. To musiał być ghul. Oni są największymi ofiarami promieniowania ,co widać od razu, schodząca skóra z całego ciała jest nie do niezauważenia . Żyją dłużej niż ludzie ,ale ich sprawność fizyczna jest na poziomie 80 letniego dziadka. Ujrzeć biegającego ghula to cud. Widać zignorował moje zachowanie, chyba już się przyzwyczaił.
-Słuchaj gładkoskórku ,to jest Twoje. Jeśli przetrwasz ,to zachowasz to sobie na zawsze – powiedział śmiejąc się i podał mi plecak. – Ale to nie wszystko – dodał
-Co jeszcze? – zapytałem przymrużając oczy z obrzydzenia .
-Weź swojego Pip-Boya. – powiedział szczerząc połamane zęby.
Zabrałem mu z ręki i zacząłem oglądać to dziwne urządzenie . Miało to kształt prostokąta ,na dole było kilka guziczków a na górze kwadratowy ekranik. Wcisnąłem największy okrągły guziczek, a na zielonym ekranie pojawił się jakiś uśmiechnięty dzieciak. Nagle ekran zgasł i pojawiło się do wyboru kilka opcji.
-Jak się tym posługiwać i jakie to ma funkcje ? – zapytałem szybko podekscytowany.
-Tym podajemy Ci parametry do obszaru w którym musisz sprzątnąć kilka ścierw. Możesz tym też przesyłać wiadomości tekstowe albo zobaczyć swoje położenie. – powiedział dumnie ghul po czym założył ręce na piersiach i zaczął się bacznie mnie przyglądać. Lekko zdziwiony popatrzyłem na Pip-Boya i zacząłem uważnie czytać instrukcję obsługi doklejoną na spodzie urządzenia. Po chwili ciszy usłyszałem chrząknięcie ghula. Podniosłem głowę do góry i spojrzałem na niego.
-Jestem Trup, nie tylko tu chodzi o mój wygląd ,ale także mam bardzo powolne ruchy gdyż wolę wykonać coś powoli a dokładnie – powiedział próbując się uśmiechnąć.
-Miło mi ,jestem Zero. Wszystko przez tatuaż wypalony na moim ramieniu przez łowców. – powiedziałem skrzywiając minę. Opuściłem głowę i spojrzałem na podłogę . W głowie ciągle siedziały mi głosy krzyczących ludzi z cel obok. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Ogarnął mnie ogromny smutek, który szybko przemienił się w gniew i rządzę zemsty. Ścisnąłem pięść i uderzyłem nią mocno o ścianę. Donośne echo przeszło przez cały korytarz…
-Spokojnie gładkoskórku ,ciesz się ,że nie wyglądasz tak jak ja.- powiedział chichrając się Trup. – Nie ma co się użalać – zmienił ton na poważny – jeśli przeżyjesz rekrutację to pamiętaj ,że to ja będę dbał o Twój ekwipunek. Siedzę ciągle w zbrojowni ,jak wychodzisz do podziemnego hangaru to mój składzik – uśmiechnął się jak cwaniak – jest na lewo od prosektorum Zszywacza – zaśmiał się i podał mi pogniecioną ,żółtą kartkę. Wyciągnąłem rękę i zacząłem czytać ,a w tym momencie Trup się odwrócił i wyruszył w stronę hangaru. Nie miałem zamiaru go zatrzymywać, gdyż ten smród był nie do wytrzymania . To była moja karta kadeta . Także był podany jakiś numer. Postanowiłem go wystukać na klawiaturze w drzwiach. Naciskałem mocno przyciski bojąc się ze coś może się nie udać. Zalał mnie zimny pot, przełknąłem ślinę i spojrzałem na metalowe drzwi z nadzieją ,że za nimi ujrzę jakiś spokojny kącik. Coś zatrzeszczało nade mną po czym odgłos zaczął się przemieszczać w stronę drzwi. Otwarły się one z hukiem ,a sam odskoczyłem do tyłu. Wszedłem do środka i znalazłem się w bardzo ciasnym pokoju w którym mogłem zrobić swobodnie z 4 kroki. W środku były 2 szafki ,łóżko, stalowe krzesełko i stół. W ścianę był wbudowany schowek też na ten „tajny kod”. Rzuciłem plecak na podłogę , ściągnąłem spodnie ,buty i koszulę i padłem na łóżko… |
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mara_Jade
Gość
|
Wysłany: Sob 14:06, 06 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
No odcinek jak zwykle dobry Muszę sobie zagrać kiedyś w tą grę
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sub _ Zero
Imperator
Dołączył: 30 Lip 2006
Posty: 3044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: w Was tyle zła ? Płeć:
|
Wysłany: Pią 22:11, 03 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Kolejny odcinek podzielony na 2 części
Cytat: Pierwsza misja. – Cz. 1 Przygotowanie.
Obudził mnie jakiś pisk. Zerwałem się z łóżka i rozglądałem na boki. Dostrzegłem zielone światełko i usłyszałem kolejny pisk. „Cholerny Pip-Boy” pomyślałem i chwyciłem go. Wcisnąłem wszystkie przyciski na klawiaturze i pisk ucichł . Wstałem z łóżka i podszedłem do okrągłego ,czerwonego przycisku na ścianie ,a obok niego był narysowany jakiś uśmiechnięty chłopaczek z latarką. Nie wiedziałem do czego to mogło służyć, lekko się bałem ,ale zacisnąłem zęby i powoli wcisnąłem. Po chwili lampa na suficie się zaświeciła i oświetliła cały pokój. Odetchnąłem z ulgą i usiadłem na lóżku. Rozpiąłem mój oliwkowy plecak i zacząłem go rozpakowywać. W środku był worek z ciuchami. Biała koszulka i spodenki. Założyłem je na siebie i zacząłem przeszukiwać bocznie kieszenie. Znalazłem jedynie karteczkę z napisem. „Po wyłączeniu budzika natychmiast stawić się w hangarze.” Zszokowany otworzyłem oczy ,założyłem buty i pobiegłem tunelem w stronę hangaru. Na szczęście nie było dużo ludzi .
-Ooo ,patrzcie ! Nowe ścierwo – krzyknął 2 metrowy ,przypakowany człowiek w całym pancerzu z metalu. Olbrzymie kawały grubej blachy pokrywały jego ciało od stóp po głowę. Zmarszczyłem brwi i wkurzony szybko podszedłem do niego i próbowałem odepchnąć lecz on ani drgnął.
-Zostaw go ,nie widzisz że ma pancerz wspomagany ?? – szepnął lekko wystraszony jeden z rekrutów za mną ,lecz miałem to gdzieś. Zdenerwowany ruszyłem jeszcze raz na niego i wyprowadziłem cios z pięści prosto w jego twarz. Gigant chwycił się swoją stalową łapą za policzek i krzyknął wnerwiony
-Jak śmiesz ścierwo ,atakować dowódcę ?? - Po tych słowach wystraszyłem się i zacząłem cofać się do tyłu. Nie miałem pojęcia ,że on jest dowódcą . Dwumetrowy człowiek zaczął iść w moją stronę bardzo szybkim tempem ,wystraszony odwróciłem się do tyłu i chciałem biec lecz natrafiłem na ścianę. Stałem wystraszony ,kolana mnie się trzęsły. Już chciał mnie uderzyć lecz usłyszałem strzał. 6 rozproszonych pocisków odbiło się od ramienia giganta. Wszyscy spojrzeli na osobę z shotgunem wychodzącą z skrzydła szpitalnego. To był Zszywacz . Dumnie oparł swojego remingtona na ramieniu i powiedział.
-Starczy Kruk, może i są rekrutami ,ale to ONI będą stanowić nasze oddziały ,a ich zwłoki na nic się nam nie przydadzą! – Wrzasnął do dwumetrowego typa. Ten spojrzał na mnie groźnie i powiedział .
-Dobra cwaniaczku ,skoro jesteś taki mądry to będziesz dowodził oddziałem. – powiedział z ironią na ustach. Był krótko obciętym brunetem z zaszytym jednym okiem. Był umięśniony miał krótko obciętą brodę zrastającą się z wąsami. Nałożył stalowy hełm na głowę i powiedział pewny siebie.
-Za mną ścierwa!
Wszyscy bez słowa ruszyli za nim. Weszliśmy do korytarza z napisem „Sektor R”. Jakby nie ten napis to bym pomyślał ,że już tędy szedłem ,gdyż każde miejsce tutaj wygląda tak samo. Mijaliśmy grupkę rekrutów ,którzy pewnie właśnie wrócili z misji. Wskazywali na nas palcami i śmiali się z nas. Myślałem ,że zaraz się rzucę na nich i ich pozabijam na miejscu. Opuściłem głowę ,zacisnąłem zęby i starałem się ich nie słuchać. Pięści same mi się zaciskały… Gdy przechodzili obok nas, jeden szturchnął mnie. Od razu się odwróciłem i kopnąłem go od tyłu w biodro. Cwaniak zgiął się w pół i odwrócił w moją stronę.
-Pożałujesz tego żółtodziobie! – krzyknął zdenerwowany prostując się.
Splunąłem mu w twarz i zacząłem się śmiać.
-Taki leszcz jak ty mi grozi? Haha – nie mogłem się powstrzymać. Ten poprawił swoje blond włosy do tyłu i ruszył w moją stronę. Uśmiechnąłem się ,wziąłem głęboki wdech i stałem w miejscu krzyżując ręce na klatce piersiowej. Ten podszedł do mnie i chwycił za koszulkę . Szybko złapałem go za rękę i wykręciłem do tyłu. Później chwyciłem za włosy i poszedłem do ściany. Leszcz wyrywał się ,lecz był za słaby ,nic nie mógł zrobić. Przez głowę przechodziła mi tylko jedna myśl. „Zabić…” Ach… jakie do cudowne…odbierać życie . Z resztą ,po co mu one? I tak by po każdym powrocie z misji chlał ,albo rżnął dziwki. Jaki to ma sens? Po co mu życie skoro i tak by je zmarnował ? Stanąłem z nim przy ścianie i zacząłem uderzać jego głową o nią.
-Zostaw mnie sukinsynie! – krzyczał wyrywając . Ja go nie słuchałem ,uderzałem coraz mocniej do momentu ,aż poczułem jak ktoś chwyta mnie od tyłu za koszulkę. Poczułem ten metalowy ,zimny ścisk . To Kruk.
-Zero ,starczy! – krzyknął zdenerwowany
-Daj mi spokój…- odsapnąłem
-Nie pozostawiasz mi wyboru…- szepnął i chwycił mnie za ramiona. Czułem jakby ktoś mi miażdżył kości. Po chwili pociągnął mnie do tyłu i rzucił o ścianę po drugiej stronie korytarza. Leciałem strasznie szybko i jak szmatka odbiłem się od niej. Uderzyłem plecami o nią i spadłem na ziemię. Podniosłem się na kolana i podpierałem się ziemi jedną ręką. Kręciło mi się w głowie, wszystko było takie rozmazane. Spanikowany zacząłem szybko oddychać. Leżałem i sapałem jakbym uciekł stadu Szponów Śmierci.
-Ty ,śmieciu , zapłacisz mi za to! – krzyczał piskliwie cwaniak.
-Stul pysk – sapnął surowo Kruk do niego. – Teraz spieprzaj do swojej grupy ,bo ja zrobie z Tobą porządek . – powiedział ściskając metalowe pięści. Wystraszony rekrut uciekł tunelem do reszty grupy. Spojrzał na mnie surowo ,a ja odpowiedziałem mu groźnym spojrzeniem . Ten zagryzł wargę i poszedł do prosto tunelem ,a za nim reszta rekrutów. Podniosłem się z ziemi, i podparłem o ścianę. Powoli szedłem z tyłu 4 osobowej grupy. Pękała mi głowa z bólu ,miałem już go dość. Znowu opuściłem głowę ,milczałem i trzymałem kroku kompanom. Zatrzymaliśmy się przy drzwiach zza których dochodził ogromy smród. Dosyć znajomy ,ale już wolałem nie komentować ,bo znowu by mi się dostało. Kruk wystukał jakiś 4 cyfrowy kod przy drzwiach a one rozsunęły się na boki. Weszliśmy do dużego pomieszczenia które było rozświetlone masą lamp.
-Cześć Gładkoskórki! – to był Trup. – Jestem specem od wyposażenia i mam dla was największe śmieci znalezione na zewnątrz bunkru. – Wszyscy spojrzeli na niego z nienawiścią . – Jeśli będziecie mieli trochę szczęścia, bo w wasze umiejętności wątpię – powiedział ironicznie ghul. – to będziecie mogli nacieszyć się technologią bractwa. Na razie ,bierzcie co jest. – powiedział uśmiechając się i wskazał ręką na stoły z bronią i manekiny z ubraniami. Podszedłem do jednego ,który nawet był cały . Ściągnąłem z niego ciuchy i założyłem na siebie czarną katanę ,czarne jeansy i glany. Całkiem wygodne widzianko. Podszedłem do spustoszonego przez resztę rekrutów stołu i podniosłem obrzyna i pudełeczko z pociskami do niego. Tamci bili się o ubrania ,ja już stałem gotowy i patrzyłem z żalem na te ciamajdy. Gdy się rozglądałem dookoła ,coś czerwonego pod stołem przykuło moją uwagę. Klęknąłem i wsunąłem tam rękę.
-Co ty się modlisz?? – krzyknął śmiejąc się jakiś łysol do mnie. Nie zwróciłem na niego uwagi i wymacałem coś szklanego. Podniosłem. To był stimpak. Uśmiechnąłem się do siebie i schowałem do kieszeni w katanie.
-Ej ,ty ! Jak się zwiesz ? – zapytał łysol. Był także niskiego wzrostu . Miał ciemne oczy i chudą posturę.
-Jestem Zero – odsapnąłem z nadzieją ,że da mi spokój.
-Miło mi ,jestem Steward – powiedział głaszcząc się po łysinie. Jestem specem od wszystkiego co mocno dupi! – krzyknął z śmiechem.
-Co co robi? – zapytałem zdziwiony.
-Od ładunków wybuchowych – odsapnął i złapał się za głowę. Głupio się zaśmiałem i zacząłem wkładać pociski do obrzyna.
-Dobra Gładkoskórki ! – krzyknął z powagą Trup. Weźcie sobie te kabelki podłączcie do waszych Pip-Boyów. Następnie włóżcie słuchawkę do ucha. To pozwoli wam się komunikować między sobą podczas akcji. Wszyscy wykonali rozkaz i stali na baczność czekając na kolejne polecenia. Kruk chodził dookoła mierząc nas wzrokiem.
-Chodź tu Zero – mruknął jakby do siebie. Szybko zrobiłem krok do przodu i czekałem ,aż coś powie.
-Słuchaj ,będziesz dowodził 3-osobową grupą. – powiedział patrząc na pozostałych. – Jako odział żeby nie marnować tyle czasu dostaniecie pseudonimy. Lekarz to będzie Rudy – powiedział z uśmiechem. - Saper to Łysy. – powiedział wskazując palcem na Stewarda ,a ten skrzywił minę i powstrzymał się od komentarza. - I jeszcze został snajper…- powiedział zamyślony i zaczął drapać się po brodzie. Nastała chwila milczenia… Wszyscy spoglądali wesoło na ostatniego bezimiennego. – Ha!…- powiedział marszcząc czoło . – Będziesz od dzisiaj Ślepak! – powiedział śmiejąc się z niego. Ja zakryłem usta żeby powstrzymać się od śmiechu . Tamten cały czerwony wrzasnął
-Ślepak?! Dlaczego Ślepak ? – Krzyczał piskliwie – Założę się ,że lepiej strzelam od Ciebie! – powiedział głośno zdenerwowany rekrut. Krukowi zniknął banan z twarzy ,skrzywił minę i powiedział groźnie.
-A ja założę się ,że zmienisz zdanie jak do Ciebie podejdę .
Rekrut opuścił głowę i skulił się jak zbity pies.
-No – odsapnął z uśmiechem Kruk. – Więcej nie pyskuj bo nie dożyjesz następnego dnia śmieciu – kontynuował ciesząc się jak 5-cio letnie dziecko z braminiego mięsa.
Założyłem plecak na ramię i zaczęliśmy wychodzić ze zbrojowni. Dowódca dumnie przewodził oddział swoich rekrutów ,podążaliśmy za nim aż dotarliśmy do hangaru.
-Ustawiać się w rzędzie moje ścierwa – mruknął ,widać że humor się go trzymał. Lecz wszyscy mieliśmy ochotę go rozszarpać. – Eghem – odchrząknął – Waszym zadaniem jest dostać się pod osłoną nocy to niewielkiej osady łowców niewolników i uwolnić zakładników. – czytał na głos z kartki drapiąc się po brodzie. – Dodam tyle od siebie ,że tak naprawdę nie zależy nam na tych dzikusach. Najważniejszy z nich jest nasz naukowiec. – powiedział mierząc nas wzrokiem. Podniósł głowę do góry i widocznie się zamyślił ,bo przestał mówić.
Niepewnie rozejrzałem się dookoła na pobliskie pojazdy. Po chwili usłyszałem z powrotem Kruka. – Podwiozę was na miejsce ciężarówką . Dalej poprowadzi was Zero – mruknął. – Zrozumiano?! – krzyknął do nas. –Tak jest Sir! – krzyknęliśmy razem jak jakiś chórek . Przez głowę mi przeszła myśl . Jakim cudem mamy stąd wyjechać ciężarówką skoro jesteśmy pod ziemią ? Mniejsza o to, spojrzałem na Kruka i poszedłem za nim do pojazdu. Usiadłem na miejscu obok kierowcy ,natomiast reszta przebywała na zapleczu. Siedziałem w zardzewiałym wraku grubo obitym metalem. Szyba była przysłaniana kratą. Wewnątrz łaziły robaki po podłodze. Nie było tu zbyt komfortowo z powodu braku miejsca. Pochyliłem się żeby nie zahaczyć głową o sufit . Kruk wyciągnął kluczyć z szufladki pod kierownicą i włożył do stacyjki. Przyglądałem się uważnie ,bo i tak nie miałem nic do roboty. Przekręcił kluczyk i usłyszałem ryk silnika. Strasznie głośno chodził . – On przypadkiem nie wybuchnie ? – zapytałem wystraszony ,ale Kruk tylko popatrzył na mnie jak na głupka. Kupa złomu ruszyła w stronę wielkiej metalowej kraty w ścianie . Ostrożnie zatrzymał się przy niej i pomachał przez okno jednemu z mechaników. Ten podbiegł do ściany i wystukał jakiś kod. Metalowa krata uniosła się do góry. Ujrzałem wielki tunel prowadzący pod górkę ,a z końca lekkie promyki dochodzącego do wewnątrz światła.
-W drogę moje ścierwa – powiedział Kruk pod nosem i wjechaliśmy do tunelu…
|
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hydro
Strażnik Porządku
Dołączył: 13 Maj 2007
Posty: 1154
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z nikąd Płeć:
|
Wysłany: Pią 22:24, 03 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
No jak czytam te opowiadanie, to w myślach mam dwie rzeczy
Pierwsza myśl
Druga myśl
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
NoX
Uczeń
Dołączył: 02 Wrz 2008
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: wiesz że spam jest zły? Płeć:
|
Wysłany: Sob 16:48, 04 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Jestem za leniwy, żeby przeczytać całość. Zrób wersję dla vip ze streszczeniem
A tak w ogóle to konkurencje Mara Jade robisz
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|