Autor |
Wiadomość |
|
Sub _ Zero
Imperator
Dołączył: 30 Lip 2006
Posty: 3044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: w Was tyle zła ? Płeć:
|
Wysłany: Sob 17:24, 04 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Nie robię konkurencjii bo piszemy na oddzielne tematy . Po drugie, jak wydam ksiażkę to na ściąga.pl poszukasz streszczenia . Po trzecie jak nie czytasz to nie spamuj.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Mara_Jade
Gość
|
Wysłany: Nie 9:05, 05 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Podoba mi się to opowiadanie, bo piszesz takim luźym stylem Dobrze opisałeś walkę (jak zwykle ). Czekam na więcej
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sub _ Zero
Imperator
Dołączył: 30 Lip 2006
Posty: 3044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: w Was tyle zła ? Płeć:
|
Wysłany: Sob 13:44, 01 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
ODCINEK JEST DŁUGI ALE WG MNIE NAJLEPSZY ZE WSZYSTKICH!
Cytat: Pierwsza misja. – Cz. 2 „Ciężko jest być dowódcą…”
Wyjechaliśmy na zewnątrz ,promienie światła raziły mnie po oczach. Od razu poczułem wzrost temperatury. Jechaliśmy przez pustynie, ja w lusterku przyglądałem się na ślad opon zostawionych na otaczającym nas piachu… Po chwili poczułem denerwujące swędzenia na całym ciele. Zacząłem się drapać po lekkim poroście na policzku . Kruk odwrócił głowę w moją stronę i powiedział cicho:
-To promieniowanie . Po chwili się przyzwyczaisz. – po tym odsapnął i kontynuował . – Brałeś Rad-X ? – zapytał
-Nie – spojrzałem na niego lekko zdziwiony . – Co to ? – zapytałem zaciekawiony .
-Środek ,który zwiększa odporność na działanie napromieniowania. – wymamrotał – a jeśli chcesz obniżyć poziom napromieniowania to musisz wziąć Anty Rad. – kontynuował już spokojniej. Nic nie powiedziałem tylko odwróciłem głowę w stronę pękniętego lusterka i dalej patrzyłem na ślady opon na piasku. Ogromna pustka ciągła się godzinami, ja siedziałem cały spocony polerując obrzyna. Dookoła widziałem tylko piach ,od czasu do czasu resztki skruszonego asfaltu lub powyginane znaki drogowe . Ujrzałem jakąś teczkę w schowku obok kierownicy. Wyciągnąłem po nią rękę i błagalnym tonem zapytałem:
-Mogę?
Kruk znowu spojrzał na mnie tym wzrokiem jakby chciał mnie zabić.
-Bierz…-mruknął . - I tak miałem Ci to dać wcześniej. – powiedział cicho i znów skierował wzrok na coś co kiedyś było drogą.
Chwyciłem delikatnie niebieską teczkę z żółtym obramowaniem. Otworzyłem ją i w środku była jakaś sterta papierów. Wyjąłem je i zacząłem przeglądać. Były to nasze akta! Skąd bractwo ma informacje o nas? Ta i podobne myśli przechodziły mi przez głowę. Przerzucałem strony ,aż dotarłem do mapy na końcu. Przedstawiała ona niewielką bazę łowców niewolników. Na południowym zachodzie znajdowała się wieża obserwacyjna za nią był druciany płot ogradzający bazę. Brama wejściowa była na wschodzie a za nią budka strażnicza. Wewnątrz jakiś ogromny budynek i w jego części zachodniej miał się znajdować nasz okularnik. Od razu plan mi się w głowie ułożył . Po chwili oderwał mnie od mapy silny wstrząs. Kruk zahamował ostro, aż się piach zaczął unosić w powietrzu.
-Co to kurwa było ?! – usłyszałem głos Stewarda dochodzący z zaplecza ciężarówki.
-Wysiadaj – powiedział surowo do mnie Kruk. Nacisnąłem klamkę i zacząłem się siłować z zardzewiałymi drzwiami. Po chwili nie wytrzymałem i kopnąłem je. Od razu się otworzyły. Wyskoczyłem na z ciężarówki na miękki piach. Czułem jak stopy mi się wtapiają w niego. Gwałtownie coś zmiotło mnie z nóg. Leżałem na ziemi nie mogąc się ruszać. Ogromny ból głowy nie dawał szans o sobie zapomnieć. Trzymałem się za twarz i machałem głową na lewo i prawo. Po chwili Kruk przebiegł obok mnie i zaczął nawalać z pięści w tył ciężarówki.
-Wychodzić ścierwa , wasz dowódca potrzebuje pomocy. – krzyknął . Odwrócił się w moją stronę i powiedział spokojnie. – Trzymaj się młody ,to przez napromieniowanie. Dawno nie byłeś na zewnątrz i Twój organizm nie może się jeszcze przyzwyczaić. – powiedział i zaczął popędzać medyka. Obraz mi się rozmazywał ,a piękąca skóra i rozsadzająca od wewnątrz głowa po prostu próbowały mnie dobić.
-Trzymaj się Zero – jedyne słowa Rudego, które udało mi się usłyszeć, reszta była taka niewyraźna…
Czułem ,że odpływam…Po chwili ,gdy już się pogodziłem ze śmiercią poczułem jakby ktoś wbił nóż w rękę. Zerwałem się do góry i złapałem za nią. Otworzyłem oczy i wszystko było już normalne. Przetarłem je drugą ręką nie mogąc uwierzyć ,że widzę.
-Ja żyję? – zapytałem wystraszony.
-Nie, umarłeś, a my jesteśmy demonami w twoim piekle – powiedział z powagą Steward lecz po chwili wybuchł śmiechem.
Wkurzony podniosłem się i krzyknąłem w jego stronę
-Ty łysy dziadzie! – wrzasnąłem wkurzony. Pięści mi się zaciskały , już zacząłem iść w jego kierunku aż nagle:
-Dobra ,spokój ścierwa – krzyknął Kruk ,a po tym wszyscy odsunęli się wystraszeni 2 kroki do tyłu. Ja stałem w miejscu nie mogąc jeszcze dojść do siebie. Opierałem się ręką o ciężarówkę i czekałem na dalsze ruchy Kruka.
-Słuchajcie moje ścierwa – powiedział jednym tchem. – Ja jestem tylko waszym pilotem. Gówno mnie obchodzi czy przeżyjecie czy może was piach pustyni pochłonie. Zrozumiano ? – powiedział szybko. –
-Tak jest sir! – krzyknęli wszyscy niczym chórek .
-No dobrze moje ścierwa…- odsapnął i kontynuował. – Zero – powiedział odwracając głowę w moją stronę. – Przedstaw plan… - Jak to usłyszałem to, aż się przeraziłem. Jaki plan ? Przecież jeszcze nic nie wymyśliłem. No dobra ,czas improwizować – mówiłem do siebie.
-Zatem – powiedziałem wyciągając mapę z teczki. Rozłożyłem ją na ciężarówce.
-Jesteśmy mniej więcej tutaj – powiedziałem zataczając kółka palcem na mapie. – Tu jest wieża obserwacyjna. Widzicie? – zapytałem dla robienia dobrego wrażenia lecz nie uzyskałem odpowiedzi.
-Odpowiadać… - usłyszałem groźny głos Kruka.
-Tak jest sir! – krzyknął chórek.
-No ,tak trzymać – powiedziałem uśmiechnięty. Wróciłem wzrokiem do mapy i zacząłem wskazywać na wieżę obserwacyjną. – Tu jest nasz pierwszy punkt kontrolny. Ja pozbędę się snajpera ,a Ty Ślepak będziesz nas osłaniał z góry . Następnie pójdziemy od zachodniej strony płotu i zrobimy w niej dziurę . Przejdziemy nią do tyłu budynku. Wtedy Łysy wywali w powietrze zachodnią ścianę od budynku. Wejdziemy do środka ,zabierzemy okularnika i spieprzamy do ciężarówki tak jak przyszliśmy. Czy wszystko jasne ? – zapytałem.
-Tak – krzyknął chórek . |
Cytat: -Całkiem niezły plan jak na takie młode ścierwo jak Ty – powiedział dumnie Kruk. – Kolejna rzecz ,którą powinniście wiedzieć, to to że wasze Pip Boye zostały zsynchronizowane z naszym systemem komunikacyjnym . Przypnijcie sobie te kabelki co wam daliśmy w plecakach do Pip-Boyów. Słuchawkę sobie włóżcie do ucha a mikrofon przypnijcie gdzieś blisko mordy. Będziecie mogli się dzięki temu porozumieć na odległość nawet 10 kilometrów. – powiedział jakby dumny z technologii bractwa. Po chwili Łysy wypalił z pytaniem.
-Co to kilometry ? – zapytał zaciekawiony.
Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
-Powiem Trupowi żeby Ci przygotował parę książek do poczytania, bo nie błyszczysz inteligencją. – powiedział krzywiąc minę Kruk. Odsapnął i zaczął mówić dalej – weźcie plecaki z ciężarówki i idźcie w stronę bazy bo już ciemno się zrobiło.
Ja zwinąłem mapę i włożyłem do teczki gdy reszta poszła po plecaki . Napiłem się wody z manierki w ciężarówce i odetchnąłem . Ciekawe jak nam pójdzie. Ten plan nawet nie jest przemyślany. Ciekawe jakie mają wyposażenie. Ciągle rozmyślałem o tym. Po chwili oderwał mnie od rozmyślania Steward podając mi mój plecak.
-Dzięki łysy – powiedziałem otwierając go.
-Nie ma za co SIR – powiedział oburzony . Zignorowałem to kiwnąłem palcem w stronę obozu łowców. Wszyscy ruszyli za mną. Ślepak miał na początku problem z przeładowaniem Dragunova, ale widzę, że już sobie poradził. Przypiąłem latarkę kątową do katany ,a nóż wsadziłem do rękawa. Słońce zachodziło ,a zimny wiatr pustyni delikatnie powiewał po naszych twarzach. Zaczęliśmy stąpać szybciej po piachu by szybciej dotrzeć do bazy. Po krótkiej infiltracji doszedłem do wniosku, że nie jest ona taka duża jak ją naszkicował ten mapo-twórca.
-Wszyscy na ziemię – wyszeptałem . Po chwili cały oddział padł na piach ,a ja kontynuowałem. – Jak sprzątnę snajpera to dam wam znać ,teraz pilnujcie pozycji. Gdy będę potrzebował waszej pomocy to dam sygnał. Na razie nie ruszajcie się z miejsca i wstrzymajcie ogień.
- Tak jest – odpowiedzieli cicho ,a ja zacząłem się czołgać w stronę wieży. Gdy pełzłem przez piach czułem jak magazynował mi się on w glanach. Widziałem na górze coś żarzącego się . Pewnie wartownik pali papierosa ,bo nic innego nie przychodziło mi na myśl. Za płotem nie dostrzegłem żadnego łowcy co by patrolował teren. Gdy doczołgałem się pod wierzę wstałem i zacząłem się wspinać po drabinie do góry . Starałem się jak najciszej stawiać nogi na szczeblach . Zaciskałem zęby i piąłem się powoli do góry. Gdy już byłem prawie na szczycie wysunąłem nóż z rękawa. Stanąłem na podłodze dwoma nogami i powoli zakradałem się za strażnika. Przyłożyłem mu usta do ucha .
-Dobranoc – szepnąłem po czym zakryłem mu twarz ręką i wbiłem mu nóż w kręgosłup w odcinku piersiowym. Usłyszałem przyjazny dla ucha chrzęst pękających kręgów . Położyłem zwłoki na podłodze i dla pewności wbiłem mu nóż w głowę oraz dobiłem go butem ,aż krew ładnie zafarbowała pobliskie ściany.
-Ślepak ,chodź na pozycję – powiedziałem z uśmiechem. Jakie to przyjemne…Bóg daje życie a ja je odbieram…Myślałem szczęśliwy po czym zszedłem po drabinie na dół. Wyciągnąłem i odbezpieczyłem obrzyna .
-Rudy i Łysy ,do mnie – powiedziałem ,a oni podnieśli się z ziemi i zaczęli biec na kucaka w moją stronę .
Moment później jak zbliżyli się do mnie usłyszałem w słuchawce ochrypły głos Ślepaka.
-Tu Ślepak, zająłem pozycję.
-Dobra, teraz osłaniaj nas w razie kontaktu z lewego i prawego skrzydła.
-Zrozumiałem . Bez odbioru. – powiedział szybko Ślepak. Spojrzałem do góry i zobaczyłem jak nasz snajper rozkłada Dragunova na poręczy w wieży.
-Za mną – powiedziałem cicho do mikrofonu. Szliśmy na kucaka przy płocie uważnie obserwując czy nikt nie patrzy na nas. Widzieliśmy od zachodniej strony budynku przez okna zwłoki paru dzikusów . Wszystko chyba pójdzie zgodnie z planem . Przykucnęliśmy przy drucianym płocie. Łysy wyciągnął z plecaka duże nożyce do cięcia drutu. Zapaliłem latarkę i oświetlałem mu płot ,a Rudy stał na czatach. Druciki szybko pękały i droga do wnętrza stała przed nami otworem. Przeczołgaliśmy się w dziurze i szybko podbiegliśmy do ściany. Przycupnęliśmy pod oknami.
-Ślepak ,szykuj snajperkę bo zaraz wchodzimy do akcji. – szepnąłem.
-Się robi sir – powiedział ,zaraz po tych słowach usłyszałem dźwięk przeładowania pocisku w snajperce .
-Łysy ,dawaj plastik i rozwalamy tą ścianę. – powiedziałem patrząc zza rogu ściany .
-Tak jest…SIR – powiedział z nienawiścią w głosie. Po czym zaczął podkładać ładunki wybuchowe .
-Mamy problem – szepnął Rudy . Dwóch łowców idzie w naszym kierunku. – powiedział patrząc na mnie jakbym był jego ostatnią deską ratunku.
-Huh…-sapnąłem – Wszyscy na ziemię , Ślepak ,zdejmij tych frajerów – powiedziałem rzucając się na piach .
-Robi się sir – powiedział snajper po czym usłyszałem 2 głośne strzały. Leżeliśmy na ziemi ,a Ci dwaj gapili się ciągle na mnie czekając na rozkazy.
-Spieprzamy na bezpieczną odległość i detonuj tę ścianę. – Podnieśliśmy się i zaczęliśmy biec z dala od ściany. Dobiegliśmy do dziury w płocie i kucnęliśmy przy niej.
-No to bum. – powiedział wyciągając detonator .
-NIE! – krzyknąłem zauważając Rudego pod ścianą ,lecz już było za późno… Wybuch plastiku wgniótł nas w płot a szczątki towarzysza ścieliły całą okolicę. Wielki grzyb z ognia uniósł się w powietrzu
Leżałem na ziemi wkurzony, jednym ruchem sięgnąłem po obrzyna i przyłożyłem do go do szyi Łysego.
-Coś ty kurwa najlepszego narobił?! – mówiłem z zaciśniętą szczęką zdenerwowany. Ten nieudacznik trząsł się i patrzył mi w oczy.
-A-a-a-a-ale ja nie-nie-niechciałem – mówił błagalnym tonem. – proszę , nie rób tego – powiedział spoglądając na obrzyna. Zacisnąłem zęby, odsapnąłem i odwróciłem głowę do tyłu i spojrzałem na dziurę w ścianie ,powoli zsunąłem mu obrzyna przejeżdżając lufą po kurtce. Podparłem się jedną ręką o ziemię i wstałem.
-Tu Zero, straciliśmy Rudego, Ślepak potrzebna ochrona. – powiedziałem ponuro idąc w stronę ogromnej dziury w ścianie. Odłamujące się kawałki dachu ,spadały jeden po drugim na podłogę . Wewnątrz był jeden długi korytarz ,metalowe rury ścielące sufit były całe pokryte rdzą. Ściany z odpadającym tynkiem były niemal wszędzie ,a małe dziwne robale wiły się po podłodze przez cały korytarz. Machnąłem dłonią w stronę korytarza . Łysy wszedł ostrożnie za mną . Przeładował dwie Beretty 9mm i zaczął ochraniać tyły. Ostrożnie stawiałem kroki lecz czułem jak ślizgają mi na tych półmetrowych ,zielonych ,chudych oraz wijących się w głąb korytarza glizdach. Szliśmy przed siebie, dookoła było ciemno, dlatego też włączyliśmy latarki kontowe. Czerwone światło usuwało mrok sprzed naszych oczu. Odbijało się ono od śluzu na robakach, drażniło mnie okropnie, po chwili ujrzałem zejście do piwnicy .
-Ślepak ,jak wygląda sytuacja ? My właśnie zbliżamy się do celu…tak ,myślę…-wyszeptałem do mikrofonu stawiając ostrożnie nogi na kamiennych schodkach idących w dół budynku. Schodząc usłyszałem jakiąś rozmowę dochodzące od wewnątrz.
-Stój – szepnąłem . Wychyliłem głowę zza ściany, stało tam trzech żołnierzy w hełmach z odsłoniętymi twarzami, goglami na oczach i w ciemno zielonych pancerzach. Do wysokich brązowych butów mieli przypięte jakieś pistolety ,a na ramionach widniała czarna litera „E”. Odwróciłem głowę ,spojrzałem na Łysego mrużąc oczy i szepnąłem.
-Wyłącz latarkę idioto.
-Się robi – powiedział lekko wystraszony. Wychyliłem się ponownie, stali przy zamkniętych drzwiach zza których dochodziło jakieś walenie w drzwi. Pomieszczenie było całkowicie puste, na ziemi wiły się oślizgłe robale. Po chwili jeden z nich rzucił papierosa na ziemię i powiedział.
-Idę się przewietrzyć ,za chwilę wrócę.
-Musimy zabrać tego okularnika bo prezydent każe nas wystrzelać tak jak poprzednich.
Szlag by to…Przyszli po to samo co my, tylko kim oni są ? Rozmyślanie przerwał mi chrząst rozgniatających robaków pod butami jednego z żołnierzy. Powoli wyciągnąłem nóż i przygotowałem się do rzutu. Łysy odbezpieczył beretty i przykucnął obok mnie. Po chwili ku naszym oczą ukazał się jeden z nieprzyjaciół . Rzuciłem nożem ,ostrze pędziło w jego kierunku lecz w ostatnim momencie zrobił unik.
-Wykryto nieprzyjaciela ! – krzyknął jeden z zielonych.
– Szlag by to ! – krzyknąłem wyciągając obrzyna. Wychyliłem się zza ściany i strzeliłem dwoma pociskami w jednego. Odłamki z naboju przeszyły jego ciało . Dziura na pół brzucha i wylewające się wnętrzności stanowczo poprawiły mi humor. Uśmiechnąłem się i sięgnąłem po kolejne dwa naboje.
-Straciliśmy jednego ! – usłyszałem krzyk dochodzący zza ściany.
-Ostrzeliwać pozycję ! – wrzasnął drugi po czym otworzyli ogień w naszym kierunku. Przygwożdżeni w jednym miejscu czekaliśmy ,aż skończy im się amunicja . Widoczne były jedynie odpadające kawałki tynku i pełno kurzu. Gdy ogień ustał zrobiłem przewrót po ziemi i oddałem strzał w jednego. Poleciał na ścianę jak szmata po czym spadł na ziemię. Ostatni zielony włożył już magazynek do pistoletu . Rzuciłem obrzyna na ziemię po czym wbiegłem w zielonego uderzając go z bara. Tego lekko odrzuciło do tyłu , wykonałem szybkie ataki pięściami w twarz lecz wszystkie skutecznie blokował. Wykręcił mi rękę i wywrócił na podłogę.
-Łysy ,na co czekasz?! – krzyknąłem . Zielony wycelował we mnie po czym strzelił mi w ramię z pistoletu. Krzyknąłem na cały głos i chwyciłem za ranę.
-Nie zadzierajcie z Enklawą psy z Bractwa. – powiedział spluwając na ziemię .
Gniew jaki siedział we mnie po prostu mnie rozsadzał . Miałem ochotę rozszarpać go na strzępy . Spojrzałem w stronę tunelu, Łysy wyskoczył zza ściany i zaczął strzelać do Zielonego . Pociski przeszywały jego klatkę piersiową po czym ten upadł na ziemię. Odsapnąłem i gniewnie spojrzałem na Stewarda po czym krzyknąłem.
-Co tak późno do cholery ?! – Lecz nie doczekałem się odpowiedzi. Opuścił głowę jak zbity pies . Wstałem i przeszukałem zwłoki żołnierzy. Mieli jakieś dziwne identyfikatory i jeden z nich miał przy sobie teczkę z jakimiś dokumentami. Włożyłem teczkę do plecaka i zapytałem
-Wiesz co to Enklawa?
-Nie – odparł i pomógł mi przeładować obrzyna. Wsunął naboje do komór po czym zatrzasnąłem lufę. Oparłem się zmęczony o ścianę i zacząłem mówić do mikrofonu.
-Ślepak ,jak tam sytuacja na zewnątrz ?
Z słuchawek wydawał się jedynie głośny szum.
-O co tu chodzi do cholery? –zaniepokojony powiedziałem do siebie.
-Ej – szturchnął mnie łysy. – Co z tymi drzwiami ? – zapytał wskazując na zardzewiałe drzwi w rogu pokoju.
-Jeszcze raz mnie szturchniesz a rozwalę Ci łeb . – Powiedziałem groźnie spoglądając na Stewarda. Zsunąłem się po śliskich kafelkach na ścianie po czym wyprostowałem nogi i zacząłem rozmyślać. Co u licha się dzieje na zewnątrz ,że Ślepak nie odpowiada. Zostałem tu sam z tym kretynem…
-To jak ? – zapytał ponownie.
-Nie mam sił…- odsapnąłem opierając się obrzynem o podłogę.
-Dasz radę sir – powiedział po czym podniósł mnie do góry.
Zacząłem otrzepywać ubrania z robali po czym naszą uwagę przykuło drapanie w metalowe drzwi.
-Co to było do jasnej cholery?! – krzyknąłem
-Niewiem ,sprawdzę. – powiedział pochodząc do drzwi. Stanąłem przy ścianie przygotowując się do strzału.
-Gotowy – szepnąłem.
-Gotowy – powiedział spoglądając na mnie Łysy. – Do dzieła ! – krzyknął po czym wyważył drzwi z buta. Z wewnątrz wyskoczył na niego ,jakiś człowiek ,w czarnej ,skórzanej kurtce która zaczęła obrastać ludzką skórą… Ochydne… Miał na głowie maskę przeciwgazową z pobitymi szybkami. Steward leżał na ziemi i trzymał go za szyję. Był bardzo szybki i poruszał się na czterech łapach.
-Strzelaj – krzyknął do mnie. Stałem ,lecz wstrzymałem ogień bo mógłbym zranić Łysego. Podbiegłem do nich i kopnąłem mutanta glanem w żebra. Potwór odleciał na bok po czym wykonałem dwa strzały z obrzyna. Mutanta wgniotło w ścianę lecz po upadku na ziemię szybko stanął na czterech kończynach. Steward wystrzeliwał pociski ,jeden za drugim lecz bez skutku. Pociski przeszywały ciało potwora lecz nie robiły mu one nic.
-Daj mi granat – krzyknąłem do Stewarda. Ten rzucił go do mnie spanikowany i zaczął uciekać przed potworem na drugą stronę pokoju. Chwyciłem granat w ręce po czym wyciągnąłem zawleczkę .
-Chodź tu suko! – krzyknąłem po czym rzuciłem się na to zmutowane ścierwo. Próbował mnie ugryźć ,a ja w tym momencie wrzuciłem mu granat do mordy.
- W nogi! – krzyknąłem po czym wbiegliśmy do pokoju. Poślizgnąłem się na zakręcie lecz Łysy szybko wciągnął mnie za ręce do pomieszczenia. Zatrzasnął drzwi po czym usłyszeliśmy głośny huk. Wszystko się dookoła zatrzęsło. Ja podparłem się ściany. Złapałem się za serce. Wziąłem parę głębokich wdechów i wydechów po czym zacząłem się rozglądać dookoła. Serce biło mi jak szalone. Dookoła stały różne porozwalane regały z książkami. W rogu siedzieli wystraszeni zakładnicy. Uśmiechnąłem się i powoli podszedłem do nich.
-Szukaj laboranta – powiedziałem do Łysego. Gdy ten zaczął przeszukiwać tłum ja zdałem raport do mikrofonu.
-Baza, tu Zero. Odnaleźliśmy zakładników. Straciliśmy medyka ,a ze snajperem straciliśmy kontakt.
-Zero ,tu baza . Wysyłamy po was Kruka . Bez odbioru…
Wyszliśmy z rozwalonego budynku ,a za nami plątał się doktorek. Siedział cicho ,słowem się nie odezwał .
- Szybko ,musimy dostać się do wozu i spadamy stąd. – powiedziałem do Łysego.
-Zero, mam prośbę . – wyszeptał Steward. Spojrzałem na niego podejrzanie i czekałem ,aż przejdzie do rzeczy.
-Ech…no dobra. Możesz nic nie mówić o tym wypadku z Rudym? Zrozum mnie proszę. Bractwo to jedyne miejsce na tej zasranej pustyni w którym jestem czymś więcej niż tylko jakimś śmieciem plątającym się pod nogami.
-No dobra…-sapnąłem. – Już nie płacz mi tutaj ,bo nie mam zamiaru tego słuchać.
Szliśmy przez pustynię w stronę wozu. Kruk już czekał z jarzącą się na jasno czerwony kolor ,flarą w ręku. Przyspieszyliśmy kroku i zaczęliśmy sprintować w kierunku kierowcy. Gdy nasze stopy przekroczyły bramę wyjściową zza nas usłyszeliśmy strzały. Łowcy wybiegli z drugiej części budynku i otworzyli ogień. Chwyciłem doktorka za ramię i pchnąłem do przodu .
-Rusz dupę okularniku , nie chcę zginąć przez Ciebie! – pospieszałem go.
Biegliśmy najszybciej jak potrafiliśmy ,dookoła piach pustyni podskakiwał pod wpływem nie celnych trafień do nas. Pociski przeszywały okolicę niszcząc znaki drogowe i drzewa. Gałęzie uschniętych roślin łamały się . Dobiegliśmy do ciężarówki ,Kruk już miał otwartą bramkę z tyłu ciężarówki.
-Wskakiwać Ścierwa ! – krzyknął zamykając drzwi od samochodu.
Spojrzałem ostatni raz na to zawszone miejsce ,widziałem jedynie błyskające światełka strzelających Łowców. Wrzuciłem okularnika do środka po czym sam wskoczyłem i zamknąłem bramkę.
-Ech… ciężko jest być dowódcą…- odsapnąłem…
|
MAM NADZIEJĘ ŻE WAM SIĘ PODOBAŁO KOMENTY MILE WIDZIANE
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sub _ Zero dnia Sob 14:07, 01 Lis 2008, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hydro
Strażnik Porządku
Dołączył: 13 Maj 2007
Posty: 1154
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z nikąd Płeć:
|
Wysłany: Sob 13:52, 01 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Dzięki za opowiadanie Teraz w F3 będę wiedział do czego służy Rad-X xD
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sub _ Zero
Imperator
Dołączył: 30 Lip 2006
Posty: 3044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: w Was tyle zła ? Płeć:
|
Wysłany: Sob 14:15, 01 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Nie ma za co
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Smoke
Sługa
Dołączył: 16 Cze 2007
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 14:19, 01 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Zarąbiste
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Smoke dnia Sob 14:20, 01 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hydro
Strażnik Porządku
Dołączył: 13 Maj 2007
Posty: 1154
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z nikąd Płeć:
|
Wysłany: Sob 14:22, 01 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Ogólnie, ten czas pisania tego opowiadania był tego warty
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
VerminatorX
Starszy Bóg
Dołączył: 04 Wrz 2007
Posty: 1293
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Tam, gdzie konie gwiżdzą na palcach Płeć:
|
Wysłany: Sob 20:22, 01 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Nooo, chyba zagram w fallouta
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mara_Jade
Gość
|
Wysłany: Sob 22:34, 01 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Odcinek strasznie długi, ale wkręciło mnie to i przeczytałam drugi raz Nie no. Ten „Zero” to naprawdę jakiś psychol. To aż straszne xD a ten Łysy to jakiś porażka jest. Ciekawi mnie co stało się z Ślepakiem. Myślę że go zabili... Podoba mi się też postać Kruka. Śmiać mi się z niego chce W ogóle bardzo dobre opowiadanie, tylko niektóre momenty prosto z jakiegoś horroru +18 xD Czekam na więcej.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tibo
Przywódca
Dołączył: 15 Lut 2008
Posty: 420
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Faerunu Płeć:
|
Wysłany: Sob 23:46, 01 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Cytat: Dzięki za opowiadanie Jezyk Teraz w F3 będę wiedział do czego służy Rad-X xD |
To jak ty przeszedłeś FO1 jeżeli w ogóle grałeś ; p??
Cytat:
W ogóle bardzo dobre opowiadanie, tylko niektóre momenty prosto z jakiegoś horroru +18 xD Czekam na więcej. |
Fallout to poważna z bardzo ciężkim klimatem retrofuturystycznej postapokalipsy wiec opowiadania również powinny być w takim klimacie.
Przydało by się tylko więcej czarnego i groteskowego humoru jak w FO 2
A same opowiadanie fajne ale:
Pipboye można by zastąpić zwykłym radiem ponieważ o ile pamiętam to nie posiadają one funkcji komunikatora.
Mam 2 pytania co do mutanta:
1.to był zmutowany człowiek czy zwierze?
2.Jeżeli człowiek to jak on w coś takiego zmutował?
No i ta Enklawa:
1.W co oni za jakieś badziewny pancerze byli wyposażeni ; p że pistolet go przebił ?
2.Przysłali tylko 2 żołnierzy na obóz pełen łowców ; p ?
3.Nie mogli wykupić tego doktorka ?
4.Jak oni się tam znaleźli (przecież musieli jakoś ich tam przetrasportować a lataczy jakoś nie było ani innego transportu ; p) ?
Ogólnie opowiadanie fajne takie w klimacie FT:BoS
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sub _ Zero
Imperator
Dołączył: 30 Lip 2006
Posty: 3044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: w Was tyle zła ? Płeć:
|
Wysłany: Nie 2:11, 02 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Hehe , no właśnie. Wrzucam tu trochę od siebie . Przecież nie mogę trzymać się krok w krok gry . Jeśli chodzi o doktorka ,to musisz czekać na kolejną częśc
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hydro
Strażnik Porządku
Dołączył: 13 Maj 2007
Posty: 1154
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z nikąd Płeć:
|
Wysłany: Nie 12:31, 02 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Nie grałem Tibo w 1, bo nie działa Grałem chwilę w 2
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sub _ Zero
Imperator
Dołączył: 30 Lip 2006
Posty: 3044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: w Was tyle zła ? Płeć:
|
Wysłany: Sob 19:22, 03 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
I next odcinek, trochę długo nie dodawałem nowego za to odcinek będzie dłuższy
Cytat: „Żądam odpowiedzi!”
Dookoła słychać było jedynie świsty przelatujących pocisków obok ciężarówki . Księżyc przyświecał ,dookoła zimno jak cholera… Nad naszymi głowami latała na boki jarząca się na żółto żarówka.
Ech…- odsapnął Steward…
-Tobie co? Chodzi o Rudego? – zapytałem
-No…- mruknął
-Weź człowieku, i tak go nie lubiłem – powiedziałem chcąc go trochę pocieszyć.
-No fakt, może i był frajerem, ale nie zasłużył na śmierć – powiedział Łysy po czym opuścił głowę.
-To był przypadek i tyle – mruknąłem. – Nie mówmy o tym. – powiedziałem po czym spojrzałem na doktorka.
-Ty ,Łysy . – szepnąłem
- Hę?
-Co z nim? – zapytałem patrząc na okularnika.
-A co ma być? – zapytał również gapiąc się na niego.
-Nic nie mówi, jakiś dziwny jest. – szepnąłem. –i w ogóle… – kontynuowałem .
-Dobra , dajmy mu spokój . Musimy go tylko dostarczyć do bazy. Bardziej mnie ciekawi ten mutant. – powiedział spoglądając na mnie ,jakby liczył na odpowiedź.
-To jest eksperyment Enklawy – powiedział doktorek.
-O w mordę ,on mówi – krzyknąłem wystraszony. Okularnik spojrzał na mnie ,lekko wkurzony.
-Jaki eksperyment ? – zapytał zaciekawiony Łysy.
-Enklawa, chce wyeliminować wszystkich skażonych wirusem FEV… powiedział kiwając głową.
-Mianowicie ? – dopytywał Łysol.
-Mianowicie ,chcą zabić wszystkich ludzi ,ghuli i supermutantów. Wracając do eksperymentu- kaszlnął po czym zaczął mówić dalej. – Nie które osoby oszczędzane przez Enklawę ,są częścią eksperymentu. Wstrzykują w nie różne świństwa i wysyłają na ziemię ,po czym sprawdzają co jakiś czas ,co z niego powstało. – mówił doktorek.
-Czekaj – wtrąciłem się. – To bardzo ciekawe ,ale skąd o tym wiesz? – spytałem składając ręce .
-Pracowałem dla Enklawy… - odsapnął…
-To czemu ,postanowiłeś dołączyć do Bractwa Stali ? – zapytałem spoglądając na niego podejrzanie.
-Czy ty jesteś ślepy ?! – krzyknął
-Słuchaj stary! –krzyknąłem -To nie ja tu noszę okulary ,a teraz odpowiadaj – powiedziałem po czym przyłożyłem mu obrzyna do głowy.
-Nic mi nie możesz zrobić – powiedział uśmiechnięty okularnik.
-To się jeszcze okaże frajerze. – powiedziałem po czym wstałem walnąłem go kolbą w ryj. Splunął krwią na podłogę i zaczął coś mamrotać pod nosem. – Gadaj do cholery! – mówiłem z zaciśniętą szczęką.
-Ech…- odsapnął – Bo to co chce zrobić prezydent – zaczął mówić lecz spojrzałem na niego z przymrużonymi oczyma. – Dowódca Enklawy… - powiedział po czym popatrzył na mnie.
-No, co z nim ? – poganiałem gamonia.
-To co chce on zrobić jest po prostu chore. Chce wybić całą ludzkość. – powiedział po czym opuścił głowę.
-Cholera ,mam konkurencję – powiedziałem z uśmiechem .
Usiadłem ,oczy mnie się zamykały. Zresztą nie tylko mnie, Łysy już prawie zasypiał. Siedzieliśmy lecz ,po chwili usłyszeliśmy krzyk Kruka.
-Ej ! Ścierwa! – uderzył 2 razy w sufit. – Jesteśmy prawie na miejscu – darł się.
-Nareszcie…- powiedziałem do siebie. – Okularnik , podnoś dupę. Właśnie wysiadamy. Zawiesiłem plecak na jedno ramię, w prawej ręce trzymałem obrzyna. Zaczęliśmy wjeżdżać w dół do tunelu. Miło było wreszcie poczuć ten roznoszący się z hangaru zapach smaru. Wjechaliśmy do środka. Powitały nas mocno jarzące się na biało wielkie lampy. Gdy wysiadaliśmy z ciężarówki Kruk nas na chwilę zatrzymał.
-Ej ,Ścierwa – powiedział łagodnie.
-Tak ? – zapytał Łysy który właśnie pakował nożyce do cięcia drutu do plecaka.
-Idźcie jutro do pokoju skrybów i zdajcie raport. – mówił stanowczym tonem i przyglądał się temu co robi Łysy.
-Jutro… -powiedziałem do siebie. – Dobrze… Jak się nazywa ten ,któremu mam zdać raport ? – zapytałem drapiąc się delikatnie po brodzie.
-A pies go drapał ogonem po mordzie…- powiedział szybko Kruk.
-Eee – patrzyłem zdziwniony na niego.
-Sam nie wiem – powiedział zacieszając głupio. – Ja tam mówię na niego Mały, większego karła na tym posterunku nie znajdziesz . – powiedział jakby lekko rozbawiony. Sam się zdziwiłem zachowaniu Kruka. Jakiś dziwny ,na luzie był.
-Dzięki – mruknąłem i wyruszyłem do pokoju. Mijałem po drodze masę okularników w białych płaszczach i brązowych spodniach. Światło odbijało się od metalowych ścian. Ledwo stałem na nogach, doszedłem do pokoju i padłem na łóżko…
Z samego rana obudziło mnie walenie w drzwi…
-Co jest do cholery…- otworzyłem oczy po czym ujrzałem oślepiający blask światła z sufitu.
-O Boże ! Za co!? – krzyknąłem i zakryłem twarz rękoma . Chciałem zasnąć i mieć spokój ,ale walenie w drzwi nie przechodziło. - Ech… No dobra – pomyślałem sobie i wstałem. Idąc do drzwi przetarłem oczy. Otworzyłem je, a za nimi stał zdyszany Steward.
-Słuchaj Linden, doktorek i Kruk gdzieś zniknęli! – zaczął wrzeszczeć mi do uszu.
-Facet ,spokojnie . – odsapnąłem po czym opuściłem głowę. – Za chwilę się wszystkiego dowiemy, ale najpierw chciałbym coś zjeść. – odwróciłem głowę w stronę stołówki.
-Ej ,facet! Spokojnie – powiedział jakby śmiejąc się ze mnie - zakosiłem z kuchni 2 steki z bramina. – zaczął grzebać w plecaku, po paru sekundach wyciągnął i podał mi w jakimś metalowym pojemniku. – Bierz i jedz.
„Cholera” pomyślałem sobie… Miałem nadzieję, że sobie chociaż na moment odpocznę od niego. Usiadłem na łóżku i zamknąłem drzwi. Otworzyłem powoli pojemnik i zaciągnąłem, się aromatem mięsa… Gdy byłem w niewoli… dawali nam do jedzenia jedynie jakieś korzonki…
-Ej Sterward… - powiedziałem cicho po czym wziąłem gryza.
- Tak sir? – powiedział z uśmiechem. Spojrzawszy na niego powiedziałem.
-Weź się łysolu nie wydurniaj. Mam do Ciebie pytanie.
-Ta ? Jakie ? – wymamrotał z siebie lekko zaskoczony. Odsunął sobie krzesło po czym usiadł i czekał, aż zacznę pytać. Ja w tym czasie odgryzłem drugi kawałek mięsa i zacząłem rzuć .
-No co jest ? – powiedział gapiąc się z przymrużonymi oczyma .
-Powiedz mi ,jak się dostałeś tutaj .
-Tutaj ? –zapytał zdziwiony
-No… do Bractwa – powiedziałem kończąc jeść stek.
-Urodziłem się w Broken Hills… znaczy się, tam spędziłem swoje dzieciństwo. Wychowywał mnie Markus…
-Ten Supermutant ? – wtrąciłem spoglądając na niego lekko zdziwiony.
-Tak… ale pytałeś jak się tutaj dostałem. Moim dziadkiem był Jacob. Matka uciekła z Bractwa i zaniosła mnie Marcusowi, aby się mną opiekował. – powiedział po czym opuścił głowę… Jacob był Palladynem z Bractwa Stali…
-Gdy miałem 10 lat – kontynuował – Odesłał mnie do Bractwa, powiedział ,że tutaj jest moje miejsce…- Nastała cisza…Po chwili:
-Steward ,a co z nią? – zapytałem
-z kim ?
-No, z Twoją matką…- dokończyłem ,ale już widziałem, że nie bardzo chce o tym mówić. On podniósł głowę i wrzasnął ze łzami w oczach.
-Co to kurwa za matka !? Oddała mnie Supermutantowi, a sama gdzieś spierdoliła! – po czym uderzył pięścią zdenerwowany w ścianę.
-Dobra ,starczy. Uspokój się…- odsapnąłem. – Lepiej chodźmy do skrybów. Powidziałem, po czym szarpnąłem go za bluzę lekko do góry. Odepchnąwszy moją rękę .
-Idź sam. Później do Ciebie dołączę. – powiedział przecierając oczy.
-Jak chcesz – odsapnąłem lekko zawiedziony ,bo nie znałem drogi. Po czym wyszliśmy z pokoju. Chwile musiałem odczekać zanim on się z niego wygrzebie . Później się rozdzieliliśmy. Szedłem zgodnie ze wskazówkami Pip Boya mijając masę laborantów i rekrutów. Wędrując po tym metalowym labiryncie doszedłem do Kadr Bractwa Stali. Podszedłem do drzwi i wcisnąłem jakiś czerwony przycisk na lewo od nich. Usłyszałem jakieś szuranie, a późnie głośny trzask, jakby zacięło się koło zębate. Wziąłem lekki zamach i kopnąłem tą kupę złomu glanem. Ponownie usłyszałem szuranie i drzwi rozsunęły się na boki. Ujrzałem siedzących za biurkami trzech ludzi w długich, sięgających do ziemi, brązowych płaszczach z bordowymi kołnierzami Skrybów. Zrobiłem krok do wewnątrz pomieszczenia, a drzwi z hukiem zatrzasnęły się za moimi plecami. Lekko zdenerwowany zacisnąłem prawą pięść po czym podszedłem do metalowego biurka.
-Przyszedłem złożyć raport…- szepnąłem do jednego ze Skrybów. Ten ,lekko łysawy ze skrzywionymi okularami popatrzył się na mnie i powiedział lekko zdenerwowany.
-No to słucham.
-Tak więc – powiedziałem po czym odchrząknąłem – wyruszyliśmy do Bazy Łowców Niewolników ,na południe od Nory w celu odbicia Naukowca. Misja się powiodła lecz straciliśmy medyka i snajpera. – powiedziałem szybko po czym opuściłem głowę.
-No to bardzo dobrze, przeważnie wraca do mnie rekrut mówiący z połową szczęki, albo trzymany przez innego żołnierza, gdyż stracił nogi. – powiedział z lekkim uśmiechem. – Poważnie…- dodał.
-Czyli mam uznać to za komplement panie…- zamilkłem po czym spojrzałem w jego jedno niebieskie oko ,bo drugie było zaszyte…
-A no tak…- powiedział po czym się zaśmiał. Wstał opierając się o biurko i podał mi dłoń.
-Jestem Skryba Wilhelm Von Schuh ,albo po prostu Mały. – rzekł.
-Linden Rathan, lub po prostu Zero…- wymamrotałem podając mu dłoń.
-Skoro to wszystko panie Rathan to proszę opuścić nasz pokój, gdyż jesteśmy w posiadaniu wielu ważnych rzeczy do obgadania. – powiedział głaszcząc swoją łysinę i spoglądając na mnie kątem oka.
-Nie…- szepnąłem – To jeszcze nie koniec. – szepnąłem podwijając rękawy.
-Więc w czym tkwi problem panie Rathan ? – powiedział lekko zdenerwowany. Widać było po nim bardzo wyraźnie jego niezadowolenie.
-Problem tkwi w tym, że nie zostaliśmy poinformowani o patrolu Enklawy oraz o ich całym pieprzonym eksperymencie! – krzyczałem wkurzony lecz Skryba słowem się nie odezwał.
-Żądam odpowiedzi…- powiedziałem przez zęby. Po jakiś 5 minutach spojrzał na mnie.
-Tak więc…- złożył palce i zaczął mówić. Już myślałem, że będę musiał go siłą do tego zmusić. – Enklawa chciała odbić doktorka, ale widocznie nie zbyt im na nim zależało skoro wysłali tam tylko dwóch żołnierzy. Tym bardziej, że ich pokonaliście…- powiedział spokojnie. –Ale wiesz… nie grzeb ,że tak się wyrażę…- powiedział po czym rozejrzał się dookoła i ściszył ton. -…w gównie panie Rathan, bo będzie śmierdzieć. – powiedział ze sztucznym uśmiechem.
-Czyli nie powiesz mi prawdy ? – zapytałem podnosząc ton. Spojrzałem, na niego mrużąc oczy.
-Nie – odpowiedział szybko po czym sięgnął po niebieski kubek z jakimś napojem.
Ogarnęła mnie złość. Miałem ochotę go zabić. Sięgnąłem ręką w miejsce kabury, ale zapomniałem, że obrzyna zostawiłem w zbrojowni. Uderzyłem pięścią w stół, aż kartki wokół podskoczyły do góry.
-Ty sukinsynie…- warknąłem. – Ja wam sprowadzam jajogłowego do bazy, narażam własne dupsko, a Ty mi nawet prawdy nie chcesz powiedzieć. – powiedziałem grubym tonem. – Ty śmieciu! – wykrzyknąłem po czym splunąłem mu na twarz. Zdenerwowany skryba wstał i krzyknął.
-To już przesada, Straż! – po czym sięgnął ręką po czerwony przycisk do włączenia alarmu.
Szybkim ruchem chwyciłem go za nadgarstek po czym wykręciłem rękę.
-Nawet nie próbuj…- warknąłem. Pozostali skrybowie wstali .
-Co Ty wyprawiasz rekrucie ? – wrzasnął jeden z nich .
-Stul pysk, nie mieszaj się. Pan Wilhelm jest dzisiaj nieco nadpobudliwy i muszę go uspokoić. – powiedziałem po czym zacisnąłem pięść. Tamci wystraszeni usiedli na krzesłach i w pośpiechu powrócili do pracy, spoglądając kontem oka na mnie.
-Zero, chyba tego nie zrobisz ?! – wymamrotał wystraszony Mały. Spojrzałem na niego, po czym walnąłem go z pięści w pysk. Odrzuciło go lekko do tyłu. Szybko wskoczyłem na biurko i kopnąłem go czubem glana w podbródek. Skryba upadł na podłogę i zasłonił twarz rękoma. Metalowe ściany wydawały się dźwiękoszczelne gdyż nikt nie przybiegł pomimo głośnych jęków Wilhelma. Zza pleców usłyszałem chrzęst kół zębatych w drzwiach. Lekko wystraszony zeskoczyłem z biurka w stronę leżącego Skryby po czym błyskawicznie się obróciłem. Drzwi rozsunęły się, a za nimi ujawniła się postać Łysego.
-Ja piernicze, Zero, Ty oszalałeś?! – wbiegł krzycząc.
-Co ? – zapytałem sucho.
-Jak to „co” ?! – krzyknął spanikowany. – Gdzie jest ten Mały skurwiel ?! – wrzasnął
-Tu leży… - powiedziałem po czym wskazałem palcem na podłogę. Ten podszedł i oparł się o biurko rękoma po czym wychylił swój łysy łeb.
-Ech…- odsapnął – Już myślałem, że go zabiłeś. – Powiedział po czym stanął obok mnie i złożył ręce. Spojrzałem na Małego, który splunął na ziemię krwią i zaczął się powoli podnosić. Szybko spojrzał na czerwony guzik lecz Łysy zasłonił go ręką.
-Nie tym razem karle…- powiedział z uśmiechem Steward.
-Szlag by was… - wymamrotał.
Po chwili poczułem jakby dreszcz przeszedł mi po plecach. Przed sobą zobaczyłem czerwoną kropkę. Po czym wyszeptałem:
-Łysy ,Ty kretynie… drzwi się zamyka.
Odwróciłem głowę i ujrzałem jakiegoś kolesia z dredami celującego do mnie z FN FAL’a .
-Kurna, Zero ! Co wy odwalacie?! – krzyknął i wbiegł do pokoju. Padające światło odsłoniło mu twarz. To był Zszywacz.
-Zmuszamy Małego do gadania. – odpowiedziałem szybko. Wilhelm właśnie wstał opierając się o metalową rurę przy ścianie.
-Odsuńcie się od niego – powiedział podchodząc do Małego Zszywacz.
Poszedł omijając biurko, odgrodził nas od niego poczym zdenerwowany spojrzał na nas.
-Pojebało was do reszty ? – zapytał cały czerwony ze złości.
-On nie chciał gadać… - odsapnąłem spokojnie po czym oglądałem jak ta nędzna poczwara gapiła się wystraszona na nas zza pleców Zszywacza . Nastąpiła głucha cisza, stałem z Stewardem jak dwa słupy gapiąc się na szepczącego coś do medyka Wilhelma . Usiadłem na metalowym biurku i zacząłem się bawić leżącym na nim długopisem. Kątem oka widziałem zaciskające się pięści Łysego. Na biurku leżała sterta papierów, a pomiędzy nimi zielona teczka. Zaciekawiony wygrzebałem ją spośród papierów poczym wyciągnąłem. Trzymałem w rękach chropowatą, zieloną teczkę. Chwilę się przyjrzałem i zacząłem odpinać guziki.
-Co robisz? – spytał odwracając głowę w moją stronę Zszywacz.
-Patrzę co jest w teczce. – odpowiedziałem ponuro.
-O właśnie… Kruk chciał żebym Ci to przekazał. – wymamrotał Mały – ale przypadkiem mi się zapomniało. – po czym zaczął się chichrać głupio. Zszywacz szturchnął go i powiedział
-Nie ciesz się stary kacapie., bo cię zaraz podamy o zatajanie dokumentów .
-Gówno możecie ! – wykrzyknął oburzony karzeł.
-Zatkaj mordę, bo Cię za chwilę Zszywacz nie uratuje. – wyszeptałem po czym wyciągnąłem z teczki czystą ,białą kartkę. Odsunąłem krzesło obrotowe, z ułamanym oparciem i usiadłem na nim. Następnie oparłem się ręką o biurko i zacząłem czytać.
„Czołem Zero!
Jeśli ten mały pierdziel Ci to przekazał to wiedz, że Bractwo Stali z San Francisco uznało, iż jesteś dobrym dowódcą i przekazują Ci dowodzenie nad rozbitym ponad dwa lata temu odziałem „Omega”. W skład Twojego nowego oddziału wchodzi dobrze Ci znany medyk Zszywacz. Snajperem będzie, jak my na nią mówimy „Kobieta z jajami” czyli Luneta. Ja niestety nie mogę być Twoim pilotem, gdyż w nocy wyruszyłem z doktorkiem do San Francisco. Saper zginął podczas ostatniej operacji wraz z dowódcą . Zszywacz ma pomóc Ci skompletować oddział Omega .
Życzę Ci powodzenia, oraz oby kule mijały Twój tyłek.
PS. Przekaż temu Małemu pierdzielowi, że go cholernie nienawidzę.
Kruk”
Nie mogłem uwierzyć własnym oczą. Czułem jak zarysy uśmiechu zaczęły pojawiać się na mojej twarzy.
-Ej Zszywacz, czytaj to. – powiedziałem szybko szturchając medyka za ramię. Ten wziął kartkę i zaczął czytać.
-I co ,dumny jesteś z siebie ? – wymamrotał Mały .
-Stul się – zarzuciłem szybką ripostą, która widocznie poskutkowała, bo karzeł słowa nie powiedział.
-O cholera… - wyszeptał Zszywacz.
- Co jest ? – zapytałem szybko zaglądając mu przez ramię na kartkę chcąc wyczuć, w którym momencie teraz jest.
- Mam wrócić na front… - zaszeptał ponownie do siebie. Spojrzał na mnie z uśmiechem po czym machnął ręką w stronę drzwi. Ruszyliśmy równym tempem . Łysy mimo, iż nie wiedział o co chodzi również ruszył. Szliśmy korytarzem do windy prowadzącej na powierzchnię. Do Nory. Wyszliśmy na dwór, słońce prażyło po karkach. Znowu te zasyfione miasto… Dzieci pijące piwo na ulicy bądź palące szlugi to tutaj norma. Szliśmy wąską uliczką, między dwoma budynkami w których ścianami były zardzewiałe kawały blach. Pobite butelki strzelały pod podeszwami . Wychodząc zza roku wpadł na mnie jakiś ćpun mruczący coś do strzykawki. Odepchnąłem go i przyspieszyłem kroku podążając za medykiem.
-Co się w ogóle dzieje ? – zapytał niecierpliwy Łysol. Zszywacz szczęśliwie zaczął gadać
-Jak co jest? Zero jest nowym dowódcą oddziału Omega. Ot co.
- I co w związku z tym ? – zapytał ponownie .
- Ty jesteś naprawdę taki tępy czy tylko udajesz? – zapytał zrezygnowany Zszywacz. – Idziemy się ostro schlać, żeby jutro móc walczyć z kacem i poszukiwać ludzi do oddziału .
Na myśl o piciu ucieszyłem się . Doszliśmy do małego baru przy wejściu do Nory. Zszywacz otworzył drzwi lecz w tym momencie jakiś gówniarz złapał za jego nóż przy bucie i chciał uciec. Szybko reagując kopnąłem go glanem w żebra. Młody wywrócił się. Nadepnąłem na ostrze po czym spojrzałem na niego .
- Nie rób tak więcej młody. Wystarczy tylko spytać. Jesteśmy Bractwem Stali i mamy pomagać tak porąbanemu społeczeństwu jakim jesteście Wy na tych pustkowiach. – powiedziałem po czym podniosłem nóż i podałem go Zszywaczowi.
Mały podniósł się . W jego oczach nie widziałem ogromnego gniewu, jak w innych zniszczonych przez społeczeństwo ćpunach. Nie widziałem po jego twarzy jakichkolwiek oznak brania używek. W jego oczach panował strach. Przykucnąłem przy nim i położyłem rękę na jego ramieniu .
-Przepraszam Cię młody, uspokój się . – dzieciak próbował się wyrwać. – Powiedz mi jak się nazywasz? – zapytałem się po czym zacząłem mu się przyglądać uważnie. Podniósł się z ziemi po czym trzymając się za brzuch spojrzał na mnie niepewnie.
- Nazywam się Bill proszę pana… tylko proszę mnie już nie bić – powiedział wystraszony po czym opuścił głowę.
- Spokojnie , już się nie bój. – powiedziałem po czym przypomniało mi się, że został mi jeszcze jeden niezjedzony stek. Miałem go wszamać później, ale jemu się chyba bardziej przyda. Podałem mu w papierowym opakowaniu stek. Po czym wyciągnąłem z kieszeni w plecaku puszkę w której trzymam pieniądze. Wewnątrz było 150 dolarów. Podałem małemu ją po czym wyszeptałem.
- Weź Tobie bardziej się to przyda…
Chłopak szczęśliwy chwycił puszkę w ręce po czym zaczął biec przez ulicę krzycząc „Mamo! Mamo! Patrz co pan mi dał! ” Coś czułem, że niedługo ktoś mu ją podpierniczy, ale to jego sprawa . Weszliśmy do środka . Jakoś szczególnie szczęśliwy Zszywacz podbiegł do lady po czym coś zaszeptał do barmanki. Ona rzuciła mu się w ramiona. Spojrzałem zdziwiony na Łysego ,po czym podeszliśmy bliżej . Ta kobieta to była Rebecca . Roześmiany zapytałem
-Zszywacz ,to ja o czymś nie wiem ?
-Widocznie nie . – odpowiedział równie roześmiany poczym wyszeptał do Rebecci o parę piw. Ona uśmiechnięta wyciągnęła przezroczysty napój zza lady. Dziwnie wyglądał. Był czysty, wewnątrz nic nie pływało i przede wszystkim nie było to moczem bramina.
-Woda ? – zapytałem lekko zdziwiony.
-Woda ? – zapytała roześmiana barmanka . – W sumie to woda, ale za to ognista ! – wykrzyknęła z uśmiechem.
Nalała po kieliszku każdemu ,a my wlewaliśmy to w siebie jak Nuca-Cole. Po piątym kieliszku już nie wiedziałem co się dzieje… |
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mara_Jade
Gość
|
Wysłany: Wto 20:36, 13 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
No dobrze. Skomentuję
Po przeczytaniu tego strasznie długiego odcinka stwierdzam że jest on poprawnie napisany i swoją oryginalnością napełnia mnie ochotą na przeczytanie go ponownie xD
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sub _ Zero
Imperator
Dołączył: 30 Lip 2006
Posty: 3044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: w Was tyle zła ? Płeć:
|
Wysłany: Sob 21:51, 14 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: „Kompletowanie Omegi cz. 1”
Nazajutrz nic nie pamiętałem, wstałem z ogromnym bólem głowy. Na początku wszystko dookoła było kompletnie rozmazane ,kręciło mi się w głowie ,lecz po chwili doszedłem do siebie. Podniosłem się z piachu i podparłem o pobliski śmietnik. Brało mnie na wymioty .Nie mogłem sobie przypomnieć gdzie jestem. W sumie to ciężko się jest tutaj zorientować skoro dookoła stoją rozwalone budynki a miedzy nimi popękany asfalt będący kiedyś drogą ,a od czasu do czasu beczka z płonącymi deskami wewnątrz służąca jako źródło ciepła. Stawiałem niepewne kroki w stronę pierwszego lepszego budynku . Od czasu do czasu potykałem się o własne nogi. Stanąłem przed drzwiami na ,których widniało jakieś nazwisko. Napis był nie do odczytania poprzez ogromne rysy . Przetarłem oczy i rozejrzałem się na boki. Z lewej strony druciany płot z prawej głupkowato uśmiechający się ćpun w żółtej pidżamce sterczący jak palnat na chodniku.
-a Ty co się gapisz? – zapytałem wykończony . Ten jedynie mrugnął okiem i uciekł gdzieś.
-Co za popaprane społeczeństwo… - odsapnąłem do siebie i zapukałem w drewniane drzwi. Czekałem chwilę lecz nikt nie raczył otworzyć. Zrezygnowany już miałem odejść ,ale usłyszałem jakiś głośny odgłos stawiania stóp. Przyłożyłem ucho do drzwi i próbowałem się wsłuchać. Może ktoś potrzebuje pomocy… Niespodziewanie wrota stanęły otworem ,jakaś starsza kobieta je otworzyła ,a ja wystraszony odskoczyłem do tyłu. Rzuciła na mnie zabójcze spojrzenie . Już w głębi siebie czułem ,że nie spotka mnie tutaj nic dobrego.
-Co to za podsłuchiwanie obywateli ?! – wykrzyczała plując w moją stronę kobieta.
-Ja nie … - zacząłem lecz nie dała mi dokończyć.
- Coooo ?! – zapytała dziwnie po czym chwyciła za słomianą miotłę i wybiegła z domu. Od razu wziąłem nogi za pas i zacząłem spieprzać .
-Ja Ci dam szpiegować ! – krzyczała biegnąc za mną i próbując walnąć mnie miotłą. Wybiegłem na podwórko i zacząłem podążać wzdłuż uschniętego trawnika. Przeskoczyłem drewniany płotek i odwróciłem głowę dostając w tym samym momencie miotłą w twarz.
-Cholera, daj sobie spokój ! – krzyczałem ,lecz chyba wpadła w jakąś furię bojową. Chwilę po tym usłyszałem piskliwy i dość znajomy głos jakiegoś dzieciaka .
-Kurwa ,Mamo ,zostaw tego pana! – po tym krzyku kobieta przestała mnie atakować… Zdenerwowana rzuciła na niego mordercze spojrzenie.
- Ile razy Buck mówiłam Ci żebyś się tak do matki nie wyrażał. – powiedziała kobieta.
Odwróciłem się i ujrzałem dzieciaka, któremu wczoraj dałem kasę oraz starszą kobietę, około 40-stki w różowym ,porwanym szlafroku. Była nieco gruba ,miała czarne kręcone włosy i śmieszne fioletowe klapki w błękitne kropki. Natomiast dzieciak miał ciemno zieloną koszulę z pagonami ,czarne spodnie i trampki. Nieco rozczochraną również czarną fryzurę .
-To ten pan co dał nam wczoraj pieniądze ! – powiedział dzieciak . Starszej kobiecie wypadła miotła z rąk i złapała się za głowę.
-Matko… bardzo pana przepraszam. – wyjąkała.
-Nic się ,nie stało. Przyjeżdżając do Nory byłem nastawiony na takie spotkania…- powiedziałem po czym odetchnąłem . Otrzepałem kurtkę z siana i wyplułem resztki, które dostały mi się do ust.
-Może przyjdzie pan na chwilę do nas. Było by nam miło . – powiedziała z powrotem już łagodniejszym tonem .
-Eee…oczywiście. – wyjąkałem niepewnie i poszedłem za nimi.
Weszliśmy po drewnianych schodkach na górę ,do środka mieszkania. Stały wewnątrz ku mojemu zdziwieniu całe meble i nawet lodówka. Po drugiej stronie dużego pokoju stał stolik ,a dookoła niego 6 krzeseł.
-Podać coś panie… - powiedziała z nadzieją, źe dokończę.
- Linden Rathan… - odsapnąłem. – a pani jest… - również zacząłem .
-Bella Cherry ,a ten dzieciak to mój syn , Buck Cherry .- odpowiedziała szybko zapinając guziki od szlafroka . –To jak ,podać coś ? – dodała szybko.
-Cokolwiek do picia, jeśli można. – odpowiedziałem jednym tchem drapiąc się za uchem.
-Strasznie chce mi się pić…- dopowiedziałem.
-To zrób mu coś do picia, a ja pokarze Ci mój zajebisty pokój ! – wypalił Buck .
-Wyrażaj się mały ! – krzyknęła matka.
-Dobrze mamo… – odpowiedział łagodniejszym tonem Buck po czym pokazał jej język. Ogólnie to zaczynałem żałować, że w ogóle się zgodziłem tutaj przyjść. Dzieciak złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć do swojego pokoju . Wszedłem za nim do środka i pierwsze co rzuciło się w oczy to plakat nagiego czarnoskórego człowieka z członkiem po kolana…
-Widzisz go ? – zapytał po cichu Buck.
-Wiesz… ciężko nie zauważyć. – odparłem zszokowany .
Dzieciak złożył ręce i zaczął się przyglądać uważnie plakatowi i po chwili odsapnął
-Chciałbym być taki jak on…
Zdziwiony zapytałem
-W jakim sensie ?
-Noo… taką faję mieć to żadna kobieta Ci się nie oprze ! – wykrzyknął radosny dzieciak.
- Cholera ,człowieku . Dobrze, że mi to powiedziałeś, bo już myślałem, że jesteś gejem i się zacząłem martwić o swój tyłek . – powiedziałem wesoło po czym się roześmiałem .
Buck się zaczerwienił i wymamrotał przez zęby co w jego ustach zabawnie brzmiało
-Bardzo śmieszne…
Roześmiany wyszedłem z pokoju . Bella podała na stół kotlet z bramina w sosie i nuca-cole.
Pachniało apetycznie, widać, że kobieta zna się na gotowaniu . Zaczęła coś nucić i szła z drugim talerzem do stołu.
-Ładny zapach – powiedziałem chwaląc ją.
Wystraszona kobieta szybko odwróciła głowę w moją stronę po czym się zarumieniła .
-Dziękuję, dobrze słyszeć jakieś miłe słowo od obcego, tym bardziej po takim przywitaniu. Gdybyś nam nie dał kasy to pomyślała bym, że się podlizujesz. Swoją drogą bardzo Ci dziękuję. Nareszcie mamy co jeść, dzięki Tobie – dumnie powiedziała kobieta.
Szybko poszła po trzeci talerz i krzyknęła
-Buck ,obiad ! – Popatrzyła na mnie i dodała wesoło – Co się tak rozglądasz? Siadaj i jedz bo wystygnie.
Usiadłem na krześle ,chwyciłem butelkę z Nuca-Colą i wziąłem dużego łyka po czym odetchnąłem z ulgą. Wszyscy zasiedli i zaczęliśmy jeść. Kotlet był przepyszny ,nie wiem gdzie się ona nauczyła tak gotować. Mógłbym takie jeść codziennie.
-Gdzie pan pracuje panie Linden ? – zapytała ciekawsko .
-W Bractwie Stali – wydukałem żując kotleta . Poczułem szturchnięcie stołu . Spojrzałem na nią jak błyskawicznie podniosła się .
-O matko ! Jesteś paladynem ? – zapytała podekscytowana .
-Nie proszę pani ,jeszcze nie dostałem tego tytułu. Na razie muszę skompletować swój oddział. – powiedziałem uśmiechnięty.
-Jesteś dowódcą ? – podskoczyła z wrażenia.
-Tak
-Jaki oddział Ci przydzielili ? – zapytała siadając. Kątem oka widziałem jak mały Buck siedział z otwartą gębą i nasłuchiwał .
- Jestem zobowiązany dokonać reaktywacji oddziału Omega. – powiedziałem uśmiechając się lecz kobieta zamarła. Opuściła wzrok i zaczęła jeść.
-Coś się stało ? – zapytałem zmartwiony . Co ja powiedziałem złego ? Kobiecie zaczęły spływać łzy po policzkach
-Co się dzieje pani Cherry ? – powiedziałem przyglądając się jej.
-Mój mąż… - wydusiła z siebie .
-Co z nim ? – zapytałem szybko . – Mogę mu jakoś pomóc ? – dodałem zniecierpliwiony.
-Nie może pan… -powiedziała wycierając łzy o rękaw.
-Ale dlaczego ? Z technologią bractwa nie ma dla nas rzeczy niewykonalnych .
Patrzyłem na nią cały czas, chciałem pomóc… Po chwili Buck pociągnął mnie za rękaw i wyszeptał smutno.
-Tatuś nie żyje…
Po tych słowach już nie wiedziałem co powiedzieć. Rzeczywiście już nic nie można poradzić. Dookoła zapanowała smutna atmosfera . Pani Buck pozbierała talerze i wyniosła do miski z wodą. Zacząłem żałować ,że w ogóle o to zapytałem. Nie wiedziałem co robić… chyba najlepiej jak sobie już stąd pójdę. Wstałem zasuwając krzesło .
-Chyba na mnie już czas – powiedziałem .
-Zaczekaj ,jak już zaczęłam to skończę. – zatrzymała mnie . Podeszła i odsunęła mi powrotem krzesło .
-Siadaj – mruknęła. Posłusznie usiadłem ,złożyłem ręce i patrzyłem na nią czekając ,aż zacznie mówić.
-Mój mąż był głównym pilotem w oddziale Omega…
-Przykro mi… - powiedziałem ,lecz zignorowała to i szybko kontynuowała.
-Został wypieprzony w powietrze przez Enklavę . – zmarszczyłem czoło ,oparłem się ręką o stół i zacząłem się przysłuchiwać. Kobieta wzięła głęboki wdech i zaczęła dalej
-Bractwo nie chciało mi podać szczegółów więc powiem Ci co wiem .Podczas akcji ratunkowej ,gdy stracił kontakt z odziałem poprzez zakłócenie fali radiowych przez Enklavę ,wyszedł z tej kupy blach ,którą zwaną czołgiem.. Wyruszył na infiltrację miejsca gdzie rzekomo miał być posterunek tych sukinsynów. Musiał zostać złapany przez nich bo znaleziono jedynie kawałki blach z jego pancerza ,broń i nieśmiertelniki ,a reszta jego ciała została zamieniona w papkę flaków. Cały oddział był załamany, w szczególności Kruk. Przez pierwszy miesiąc upijał się w barze u tej suki Rebecci.
-Dlaczego ją tak nazywasz? Wydaje się być miła. – wtrąciłem.
-Przepraszam ,miałam na myśli jej przeklętej pamięci matkę . Córka niestety odziedziczyła imię. – odpowiedziała po krótkim namyśle. Mam już trochę dość tych opowieści ,przydało by się stąd zwiać i zacząć kompletować oddział. Wstałem ,poprawiłem kołnierz w kurtce i zrobiłem kilka kroków w kierunku drzwi. Po czym usłyszałem jakiś mamrot zza pleców.
-Całymi dniami potrafił z nią siedzieć ,śmiać się z nami a, teraz go niema… - wyszeptała do siebie. Odwróciłem się w jej stronę.
-Nią ? Chyba nim. – odpowiedziałem przekonany ,że chodzi o Bucka . Kobieta szybko rzuciła na mnie spojrzeniem ,zarzuciła przetłuszczone włosy do tyłu i zaczęła:
-Miałam też córkę ,mąż potrafił cały dzień siedzieć z nią przy samochodach. To była ich wspólna pasja.
-Co się z nią stało ? – zapytałem marszcząc czoło.
-Ma talent po ojcu. [Imię] w wieku 16 lat chciała dołączyć do Bractwa Stali jako mechanik lub pilot. I wtedy popełniłam błąd… - Spojrzałem na nią kątem oka.
-Mianowicie ? – zapytałem.
-Mianowicie jej nie pozwoliłam i uciekła z domu wraz z jej chłopakiem. – odpowiedziała lekko rozdrażniona .
-Gdzie ?
-W miejsce pełne ćpunów ,narkotyków ,alfonsów ,tanich dziwek dających za piwo .
-GDZIE ? – zapytałem głośniej. Kobieta spojrzała na mnie z nadzieją w oczach i szepnęła
-Nowe Reno…
|
Nowy odcinek... biorę się już za drugą część.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|